Kazek Urbańczyk - Strona rodzinna

Wiadomości rodzinne - styczeń-grudzień 2023:

Poprzednie wiadomości rodzinne | Następne wiadomości rodzinne | Powrót do strony rodzinnej | Powrót do strony głównej
na dół strony

Rok 2023 był, zdaje się, ubogi w wydarzenia rodzinne. Nie dostałem żadnych wiadomości o narodzinach, pogrzebach, ślubach…
ale działo się wiele innych rzeczy.

1. Wyjeżdżaliśmy trzykrotnie za granicę:

2. To były piękne dni czyli pojawiliśmy się m.in. na:

3. Wybraliśmy z Klubami „Tygodnika Powszechnego”:

4. Rozwija się działalność „Piwnicy Powszechnej” czyli lokalu Krakowskiego Klubu „TP”. Tyle się tam dzieje, że zacząłem wydawać biuletyn informujący co działo się, w ubiegłym roku wyszły dwa numery. Nadal w niej działa

5. Byłem też na dwóch wycieczkach organizowanych przez parafialną grupę W pogoni za świętym JPII:

6. Byliśmy też:

7. I jak co roku, odrobina entomologii.


następne   na górę strony

1.1 Wycieczkę do Budapesztu zorganizowaliśmy w ramach Klubu „Tygodnika Powszechnego”. Głównym celem była monograficzna wystawa El Greca w budapeszteńskim Muzeum Sztuk Pięknych (Szépművészeti Múzeum). Jednak już przyjechawszy do Budapesztu, skorzystaliśmy także z innych jego atrakcji.


Na początek - wieczorny rejs po Dunaju. Jeszcze widno. Na wprost wybrzeże Pesztu, wyróżnia się gmach Parlamentu, po prawej stronie ledwie majaczy Króleski Zamek w Budzie.


Na górze kościół św. Macieja, niżej po lewej widać Basztę Rybacką, zaś na dole po prawej, Węgierski Kościół Reformowany (kalwiński).


Zaraz przepłyniemy pod XIX-wiecznym Mostem Łańcuchowynm (Széchenyi Lánchíd), zaprojektowanym przez Williama Tierneya Clarka. Za nim, po lewej widać gmach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.


Powrotną drogę odbywaliśmy już po ciemku. Na zdjęciu gmach Parlamentu Węgierskiego, neogotycki, z końca XIX w. Pierwsze posiedzenie odbyło się w jeszcze niedokończonym gmachu, w r. 1896, podczas hucznych obchodów 100-lecia Węgier.

A tu już fronton Muzeum Sztuk Pięknych. Wystawa jest, jak widać, reklamowana. Ale reklama zbyteczna. Wycieczki muszą wcześniej rezerwować wejście. A indywidualni mają długą kolejkę do odstania.
Budynek, wg według projektu Alberta Schickedanza i Fülöpa Herczoga, zbudowano w latach 1900-1906.

Na wystawie było sporo obrazów El Greca (Domenikos Theotokopulos, gr. Δομήνικος Θεοτοκόπουλος). Ten na zdjęciu - Chrystus w Ogrodzie Oliwnym - jest własnością Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie, więc kiedykowiek przyjedziecie do Budapesztu, macie szansę go zobaczyć (o ile go nie wypożyczą na zagraniczne wystawy).

Front Muzeum wychodzi na Plac Bohaterów (Hősök tere). Znajduje się tam Pomnik Tysiąclecia (Millenniumi emlékmű). Centrum pomnika stanowi wysoka (36 m) kolumna z archaniołem Gabrielem, poniżej posągi księcia Arpada i jego sześciu wodzów, którzy sprowadzili Węgrów na tereny Niziny Panońskiej. Pomnik jest z tylnej strony otoczony kolumnadą. Powyżej fragment pomnika.


A to Most Wolności (Szabadság hid) projektu Jánosa Feketeházy'ego, zbudowany w latach 1894–1896.


Byliśmy także pod Zamkiem Królewskim.


W południowym skrzydle Zamku znajduje się Galeria Narodowa. Tutaj św. Mikołaj wskrzeszający trzech zmarłym. Obraz malowany ok 1490 r. Fragment odświętnej strony ołtarza, pochodzenie nieznane


Nastawa ołtarza, jedna z wielu eksponowanych w Galerii Narodowej.


Kościół św. Macieja (Mátyás templom), świątynia koronacyjna a zarazem kościół parafiany Najśw. Marii Panny. Byliśmy tam na niedzielnej Mszy św., na zakończenie której wysłuchaliśmy węgierskiego hymnu narodowego.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

1.2 Od 10 lutego do 5 czerwca trwała w Rijksmuseum w Amsterdamie niezwykła wystawa monograficzna Johannesa Vermeera van Delft (1632-1675). I na tę wystawę zamierzaliśmy zorganizować wyjazd Klubów „TP"”, ale okazało się, że Biuro podróży, na które liczyliśmy nie zdążyło wykupić w porę biletów wstępu na wystawę, które w ciągu trzech dni rozeszły się. Było jednak Biuro, które bilety zdobyło. Więc w klika osób dołączyliśmy do „Wyprawy ze sztuką” na, jak zatytułowano wycieczkę, „Tulipanową wiosnę Vermeera”. Wycieczka była 6-dniowa i nastawiona na ogrody i muzea. Dla mnie z Bożeną była to też trochę podróż sentymentalna, bo w Holandii spędziliśmy cały rok (1986/7) i mogliśmy skonfrontować wspomnienia ze stanem aktualnym.

Po drodze do Holandii zatrzymaliśmy się w Poczdamie. W 1967 roku zwiedzałem Sanssouci z zespołem góralskim. Ale był to marzec, a pogoda była bardziej zimowa niż wiosenna. Park był zupełnie martwy. Teraz wiosna w pełni. Na zdjęciu widać zachodnie skrzydło pałacu i fragment kolumnady.

Tego w czasach NRD-owskich nie było. Na grobie Fryderyka II (Wielkiego) który kazał się pochować tutaj, jego fani zostawiają ziemniaki. On bowiem ziemniaki sprowadził i rozpowszechnił w Prusach a także poza nimi.


Typowy kwietnik wiosenny - żonkile, hiacynty, bratki, stokrotki, dzielżany, pierwsze tulipany a nad tym wszystkim szachownice, czyli korony cesarskie.

To samiec kaczki mandarynki (Aix galericulata). Gatunek dalekowschodni (dorzecze Amuru, Mandżuria, wschodnie Chiny, Japonia). Trafił do Europy jako ptak ozdobny w XVIII w. Doszło do usamodzielnienia i zadomowienia się gatunku w miejskich parkach i okolicach. Jak widać, można ją spotkać też w Sanssouci

Tu już Amsterdam i największy z jego placów - Museumplein. Wysiadając przy nim z autokaru od razu poznaliśmy go, ale zarazem spostrzegliśmy, że się zmienił niemal nie do poznania. Nie utkwił nam w pamięci jako aż tak wielki, Gmach Rijksmuseum (Muzeum państwowe) pozostał bez zmian, ale Muzeum Van Gogha (po lewej) rozbudowało się, zwłaszcza rzuca się w oczy dobudowany pawilon wystawowy. I chyba to zmieniło charakter placu.


Gmach Rijksmuseum zbudowany w latach 1876–1885 uchodzi za dzieło wybitne, łączące elementy gotyku, renesansu itd. Ale czy słusznie?

Nadeszła godzina wejścia naszej grupy i dostaliśmy się do wystawy, jakiej nie było dotąd i nie będzie więcej za naszego życia. Tyle obrazów Vermeera naraz. Właśnie Bożena podziwia dwa obrazy: Damę stojącą przy wirginale i Damę siedzącą przy wirginale (wirginał to coś w rodzaju przenośniego mini-klawesynu).

Oficer i śmiejąca się dziewczyna. Sceny Vermeera są spokojne i stonowane, odizolowane od świata zewnętrznego. Ale ten świat jesdnak jest dyskretnie obecny, Vermeer go wpuszcza do środka otwierając okno. Mapa Holandii i Zachodniej Fryzji umieszczona na ścianie również wprowadza świat zewnętrzny do zamkniętego pomieszczenia. Czy hałas z ulicy może przeszkadzać oficerowi w wielkim kapeluszu z bobrowego futra, składającemu wizytę roześmianej dziewczynie? Intymność spokojnego wnętrza jest niemal namacalna. Najjaśniejsze w obrazie jest okno, a właściwie fragment ściany za oknem oświetlony słońcem. światło u Vermeera jakby wlewa się przez okno. Warto zwrócić uwagę na perspektywę i proporcje. Mężczyzna siedzący bliżej jest znacznie większy od dziewczyny. Vermeer sporo czasu poświęcił studiowaniu perspektywy, posługując się ciemnią optyczną (camera obscura).

Więcej o obrazach Vermeera na stronach Rijksmuseum.

Wizyta w Amsterdamie ograniczyła się do muzeum. Zresztą rozpadało się paskudnie, że nawet gdyby było czasu ciut więcej, mało kto miałby ochotę na spacer po mieście.

Pojechaliśmy natomiast w górę rzeki Amstel do Rembrandt Hoeve. Tam zwiedzamy serownię, a ściślej farmę na której wyrabia się chałupniczo holenderskie sery w sposób tradycyjny. Opowiedziano nam, jak to przebiega. Od dojenia krów i warunków jakie musi spełniać mleko, następnie strącanie sera - ile trzeba podgrzewać, zanim doda się podpuszczkę, ile podgrzeać potem, jak ser wyciskać, co dalej z nim robić itd. Sery dojrzewają, mogą dłużej, mogą krócej. I jedno podkreślano: Nie wolno takich serów trzymać w lodówce!
Przy okazji dowiedzieliśmy się, jak rozróżniać sery chałupnicze od fabrycznych. Chałupnicy zweryfikowani mają pieczęć „kanciastą”, którą umieszczają na swoich serach. Natomiast pieczęcie fabryczne są okrągłe. Widać na serach, na dole zdjęcia, pieczęcie chałupnicze.


Oprócz serów, wyrabia się na tej farmie „klumpy”, czyli drewniaki. Bożena przysiadła na chwilę obok eksponowanych wyrobów.


Wydaje się, że nie sztuka zrobić klumpy dysponując taką maszyną do ich dłubania i przykrawania. Ale też trzeba umieć dobrać właściwe drewno i pamiętać o wielu innych drobiazgach.

Na południe od Amsterdamu, niedaleko portu lotniczego Schiphol, w niewielkim Aalsmeer znajduje się największe na świecie miejsce handlu kwiatami: Koninklijke Coöperatieve Bloemenveiling Royal FloraHolland U.A. czyli Królewska Kooperatywa Aukcja Kwiatów Royal FloraHolland. Holenderscy hodowcy kwiatów, by wyeliminować pośredników, założyli w 1911 roku spółkę i uruchomili wspólną aukcję. Aukcja odbywa się systemem, który zyskał już sobie nazwę „holenderski”. Ustala się cenę zbytu minimalną, która zwraca hodowcy koszty. Następnie się startuje od ceny 100-krotnie wyższej, którą się stopniowo obniża. Pierwszy, kto się zgłosi, wygrywa aukcję. Kiedy byliśmy tutaj w 1986 roku, aukcje wyglądały jak na pocztówce powyżej. Było pięc sal aukcyjnych, w których odbywało się naraz 11 aukcji łącznie. Licytujący siedzieli na sali, obserwując dwie aukcje. Wózki z kwiatami wjeżdżały dwoma, niemal ciągłymi strumieniami. Prowadzący aukcję wyświetlał producenta, ilość, cenę minimalną itd. Tutaj, zegar prawy jest zatrzymany na ok. 57, lewy na ok 28. Wzdłuż sal licytacyjmych biegła galeria dla zwiedzających licząca 3,5 km. Można było przez szyby przyglądać się przebiegom licytacji. Można też było oglądać morze kwiatów na wózkach przygotowanych do licytacji, a także jak sprawnie przebiega dystrybucja - rozdział kwiatów pomiędzy nabywców, na podstawie kodów nabywców, drukowanych przez komputery natychmiast po wylicytowaniu i umieszczanych w odpowiednim miejscu wózka.

Teraz rozczarowanie. Sale licytacyjne puste. Aukcje przeniosły się do Internetu. I nawet nie można ich śledzić na żywo, jeśłi samemu się nie licytuje. Można obejrzeć nagrania niektórych z aukcji, ale to nie to samo. Aukcje odbywają się zresztą gdzie indziej, w znacznie nowocześniejszych warunkach. I to nie tylko w samym Aalsmeer, ale i w paru innych miejscowościach.
W sumie dziś odbywa się naraz 35 aukcji.

Jedyne co nie zmieniło się, to morze kwatów na wózkach, które zdążają na aukcję. Tu jedynie fragment. Nadal duże wrażenie robi dystrybucja (rozwożenie wylicytowanych) kwiatów. Próbowałem robić zdjęcia obejmujące więcej, ale nie ma dobrego widoku na całą halę, która ma łączną powierzchnię 1 732 769 m² i do roku 2008 była najrozleglejszym budynkiem na świecie (obecnie jedynie piątym, w Europie nadal największym). Co dzień (!) na nich odbywa się ok. 100 000 transakcji, w których sprzedaje się ok. 46 milionów kwiatów z 23 000 gatunków i odmian. Rocznie sprzedaje się m.in. 3,3 mld róż ciętych, 1,8 mld tulipanów, 1,3 mld chryzantem, 108 mln storczyków phalaenopsis, 87 mln żyworódek kalanchoe, 48 mln róż doniczkowych, 15 mln lawendy. Nie znalazłem informacji o ilości gerber ani goiździków. Royal FloraHolland ma 3800 członków, ale dostawców aż 5300, nabywców 2400. Zatrudnia 2700 osób. Kraje eksportujące kwiaty, to Niemcy, UK, Francja Włochy i Polska. Najwięcej importują Kenia, Etiopia, Izrael, Belgia i Niemcy.

Z kolei jesteśmy w Delft. Zwiedzanie zaczynamy od fabryki fajansu, tradycyjnie tutaj zwanego porcelaną. Kiedyś było tak duże zapotrzebowanie na fajans, że takich fabryk była moc. Do dziś tylko dwie przetrwały. To chyba najbardziej typowe wyroby.


Ale są też i takie i jeszcze inne. Oszałamiająca różnorodność.


Tutaj motyw Vermeera - Dziewczyna z perłą. Oprócz tego jest wiele innych „kopi” malarstwa, jest nawet Nocna warta Rembrandta, z wielu kafelek.


Sceneria, w której na moment przysiadła Bożena, to też tutejsza „porcelana”.

Opowiadają nam o technologii, o malowaniu itd. Na zdjęciu cztery fazy powstawania wyrobu. Surowy wyrób z glinki, z naniesionym szkicem rysunku, potem po pierwszym wypaleniu, po pomalowaniu i po ostatecznym wypaleniu.


Obserwujemy ręczne malowanie. Trzeba mieć niezwykle pewną rękę, by nie zrobić najmniejszego błędu. Farba wsiąka wgłąb i nie ma możliwości jej usunięcia. Pomyłki nie da się naprawić.


Idziemy uliczkami Delft oraz wzdłuż kanału Voldersgracht w kierunku Rynku i Nowego Kościoła (Nieuwe Kerk).


Tu już widok z Rynku na Nowy Kościół. Kościół ten, pierwotnie p.w. NMP zbudowano w latach 1396-1496.


Wnętrze Nowego Kościoła.

Sarkofag Wilhelma I Milczka (Willem van Oranje de Zwijger). Nosił on tytuł Stadhouder czyli Namiestnik. formalnie było siedem prowincji Niderlandzkich, każda z własnym namiestnikiem. Jednak namiestnicy Holandii zyskali przewagę nad pozostałymi. Wilhelm Milczek uchodzi więc za pierwszego (choć nieformalnego) władcę całego kraju. Został zamordowany w r. 1584 przez zamachowca zwolennika Hiszpanów. Pochowany został w Nowym Kościele.
Od tamtych czasów w Nowym Kościele (a ściślej w jego krypcie) są chowani wszyscy kolejni władcy i królowie Holandii.

Rynek (Grote Markt) ma opinię jednego z najpiękniejszych w Europie. Niestety był w paru miejscach rozkopany i zastawiony rusztowaniami. W głębi zdjęcia późno-renesansowy Ratusz. Część jego murów jest XIII- i XIV-wieczna, Przebudowany został po pożarze wg projektu Hendricka de Keyser (1618 - 1620),


Fragment Starego Kościoła (Oude Kerk) pod wezwaniem św. Bartłomieja. Zbudowany w połowie XIII w. Później rozbudowywany. Wieża z XIV w, ochyla się 2 m od pionu.


Wnętrze Oude Kerk.

Wiele sławnych osób pochowanych jest w Oude Kerk, jednak w tym czasie najwięcej zwiedzających interesuje się grobem Vermeera. Niestety, oryginalna płyta nagrobna jest akurat w konserwacji, ta na zdjęciu jest zastępcza.


W Starym Kościele zwraca uwagę wielki sarkofag. Jak się okazuje, leży tam Elizabeth, córka Marnix van St. Aldegonde, żona Charlesa Morgana, pochowana w 1608. Nie była nikim wybitnym.

Blisko Starego Kościoła jest Princehof - poklasztorny kompleks mieszczący muzeum miejskie. W pierwszym rzędzie poświęcone jest Wilhelmowi Milczkowi, który właśnie w Princehof został zastrzelony przez zamachowca. Oczywiście przed muzeum stoi jego pomnik.

Duża część muzeum poświęcona jest Wilhelmowi Milczkowi. Jest też sala przedstawiająca Delft w czasach Vermeera. Ale oprócz tego jest też parę ciekawych obrazów.
Oto Hendrick van der Burgh Matka z dzieckiem zaglądające przez okno. Namalowany w latach 1650-1655. Podobny obraz namalował Pieter de Hooch. Byli oni szwagrami, mieli wspólną pracownie i ewidentnie obraz Van der Burgha został zainspirowany obrazem De Hoocha. Na tym obrazie na ścianie poniżej okna przysiadła wielka mucha. A może tylko się tak wydaje? Czy Van der Burgh się z nami bawi?

Keukenhof pod Lisse to największy wiosenny ogród Europy, Zajmuje 32 ha. Co roku od 21 marca do 12 maja odbywa się tam wielka wystawa kwiatowa. Poszczególni hodowcy kwiatów wynajmują kawałek ogrodu na prezentacje swoich osiągnięć. Stare drzewa, krzewy, sadzawki, fontanny a także rzeźby dopełniają efektu.


Najwięcej tulipanów (podobno ponad 7 milionów), ale liczne są też inne kwiaty wiosenne: narcyze, żonkile, szachownice, a nawet zawilce.


Tego roku, podobno, panuje moda na tulipany odmiany Leo, o strzepiasto zakończonych płatkach.


Stare drzewa nad jedną z sadzawek. Po jej drugiej stronie, poprzez gałęzie, przeświecają barwne klomby tulipanowe.

Z kolei odwiedziliśmy ogród botaniczy w Lejdzie, najstarszy (XVI w.) z botanicznych ogrodów Zachodniej Europy. Jest tam zrekonstruowany ogród Carolusa Clusiusa, XVI-wiecznego botanika z Uniwersytetu w Lejdzie. Ciekawsze jednak są drzewa i krzewy przywiezione do Europy przez Philippa Franza von Siebold. Był on lekarzem i przyrodnikiem, który lata spędził w Batawii i pod Nagasaki w Japonii. Ożenił się z Japonką, a ich córka została osobistą lekarką cesarzowej. Ale przedtem Siebolda uznano za szpiega i wydalono z Japonii. Przede wszystkim zbierał on i wysyłał do Holandii egzotyczne rośliny. Wiele z nich jest nadal w lejdejskim ogrodzie botanicznym.


Rośnie też moc bardzo starych i rozrośniętych drzew. Tutaj Zelkova serrata czyli wiąz japoński.


Tu z kolei niezwykle rozłożysty kasztanowiec. Coś wspaniałego. Chciałoby się dłużej zostać w ogrodzie, szkoda, że czas nas nagli.

Jest w Lejdzie muzeum Siebolda z różnymi jego japońskimi eksponatami. Niestety, jego najciekawsza część akurat była w remoncie. Więc ruszamy by zwiedzić inne muzeum. Także Lejda, jak wiele innych holenderskich miast, poprzecinana jest kanałami.


Jesteśmy już w pobliżu muzeum Lakental.

Okazuje się, że w muzeum są w większości obrazy drugorzędnej wartości. Jednak do obrazów Jana van Goyena mam pewien sentyment, bo pierwsze moje mieszkanie w Alkmaar było właśnie przy ulicy Jana van Goyena. Obraz Widok Lejdy od północnego wschodu pokazuje niby, jak w XVII w. wyglądała Lejda, oglądana znad rzeki Zijl. Ale czy rzeczywiście? Van Goyen coś tu zmanipulował. Oba z dwóch największych kościołów przedstawił nie od północnego wschodu, ale tak jak wyglądają od swej najlepszej strony. Hooglandse Kerk (po lewej) przedstawił od wschodu, tak by jego niedokończana wówczas nawa była niewidoczna. Z kolei Pieterskerk (w centrum) jest przedstawiony od północy. Cały obraz jest w różnych odcieniach brązu.


Uliczki w Lejdzie, które nie biegną wzdłuż kanału, potrafią być aż tak wąskie.


Lejda leży nad Starym Renem. Nad jedną z jego odnóg.

W Hadze powitała nas manifestacja młodzieży. Transparenty głosiły: „Zostawcie dla nas miejsce w podręcznikach”. „Cokolwiek zrobicie i tak nie ustąpimy”. Chodziło bodaj o to, że wkład przybyszów z kolonii do kultury Holandii jest pomijany. A może o co innego? Demonstracja przebiegła bez żadnych ekscesów, po paru godzinach nie było po niej ani śladu.

Zwiedzamy Mauritshuis. Do tego muzeum też trzeba wykupywać wstęp z dużym wyprzedzeniem. W tym muzeum jest jeden z najsłynniejszych obrazów Vermeera Dziewczyna z perłą. Widać ją na ścianie, koło Bożeny.


Dziewczyna z perłą to nie portret, to „tronie” - obraz wyimaginowanej postaci. Tronie przedstawiają pewien typ postaci; w tym przypadku dziewczynę w egzotycznej sukni, w orientalnym turbanie i z nieprawdopodobnie dużą perłą w uchu, Johannes Vermeer był mistrzem światła. Widać to tutaj w miękkości twarzy dziewczyny, przebłyskach światła jej wilgotnych ust i oczywiście lśniącej perle.

Fragment obrazu Jana Steena Portret Jacoby Marii van Wassenaer (1660) Określany też nazwą Wybieg drobiu . Dlaczego? Właśnie ten fragment obrazu chyba to dosstatecznie wyjaśnia.

Jacobus Vrel Kobieta wyglądająca przez okno (1656). Oprócz Dziewczyny z perłą, naszym celem wizyty w Mauritshuis była okresowa wystawa Jacobusa Vrela. Był to malarz o którym myślano, że jest drugorzędnym naśladowcą Vermeera. Tymczasem ostatnio okazało się, że był poprzednikiem Vermeera i namalował wiele wspaniałych obrazów, tyle, że część z nich przypisywano innym malarzom.
Tematyka tego dzieła jest wyjątkowa w XVII-wiecznym malarstwie niderlandzkim. Nikt inny nie malował kobiety przechylającej krzesło, by wyjrzeć przez okno. Kobieta nawiązuje kontakt z dziewczyną po drugiej stronie okna. Jest hipoteza, że kobieta zrywa się gwałtownie z krzesła, bo zobaczyła za szybą swoje zmarłe dziecko. Nie jest to okno zewnętrzne, ale okno do innego pomieszczenia, co nie jest niczym niezwykłym w XVII-wiecznym domu. Vrel zmagał się z krzesłem, podczas jego malowania, poprawiał długość i dokładne położenie nóg krzesła. Miał też kłopoty z perspektywą kątów pokoju. Za to drobne detale, takie jak dziecko za szybą, czy gwóźdź i jego cień na otynkowanej ścianie (u góry po prawej), sprawiają, że oglądanie tego obrazu jest przyjemnością. Zadziwiający jest także sposób, w jaki Vrel podpisał pracę – na pasku papieru pozornie nie zwracającym uwagi, leżącym na podłodze. Jest to sposób, z którego często korzystał.
Znany kolekcjoner Fritz Lugt (1884-1970), który miał zamiłowanie do twórczości mało znanych artystów, kupił ten obraz w 1918 roku. Wypożyczył go na dwa lata do Mauritshuis, które nie posiada w swoich zbiorach dzieł Vrela.

Widok znad sadzawki Hofvijwer na Mauritshuis i Binnenhof - zespół budynków parlamentarnych, siedziba Stanów Generalnych i paru ministerstw. Najstarsza część jest z Xii-wieczna. Rozbudowa trwała do końca XVI wieku.

Niedaleko Otterlo, w parku narodowym De Hoge Veluwe znajduje się Muzeum Kröller-Müller, gromadzące zbiory sztuki XIX i XX w. Muzeum założyła Helene Kröller-Müller (1869-1939), żona Antona Kröllera, biznesmena, dyrektora spółki maklerskiej. Zbiory zaczęła gromadzić w 1905 roku. Rzeźby są eksponowane w rozległym parku. Na zdjęciu powyżej L’Air (Powietrze, 1939 r.) Aristide Maillola (1961-1944).


Fragment parku Kröller-Müller, biały „grzyb” po lewej to Sculpture flottante 'Otterlo' (Pływająca rzeźba 'Otterlo' 1960-1961) Marty Pan (1903-2008).


Jeszcze jedna z rzeźb w parku: Henry Moor (1898-1986) Two-piece reclining figure (Dwu-częściowa leżąca figura).

Most Langlois w Arles z piorącymi kobietami. Van Gogh namalował pięć wariantów obrazu „Most Langlois w Arles”, z których jeden jest w Amsterdamie, jeden w Kolonii, dwa w zbiorach prywatnych.
W muzeum Kröller-Müller jest 85 obrazów Van Gogha (największa kolekcja poza Amsterdamem). Jest tam również kilka obrazów pointylistów, po jednym Manecie, Monecie, Gauguinie.


Ostatnim muzeum w Holandii, jakie zwiedzamy, jest Państwowe muzeum w Twenthe. W muzeum tym jest właśnie okresowa wystawa malarstwa Sofonisby Anguissoli (1532-1625).


Autoportret Sofonisby za klawikordem.

Sofonisba pochodziła z arystokratycznej (?) rodziny w Cremonie. Wg Wikipedii ojciec jej, Amilcare Anguissola wspierał ją w rozwoju talentu malarskiego. W jej czasach kobiety zajmujące się zawodowo malarstwem były wielką rzadkością. Uczyła się kolejno u Bernardina Campi, później u Bernardina Gattiego. Ojciec pomagał jej zdobywać prestiżowe i intratne zamówienia na portrety członków rodów królewskich i arystokracji. Dokonania Anguissoli zyskały uznanie Michała Anioła. W 1559 roku, gdy była już uznaną malarką, zaproszono ją na królewski dwór hiszpański Filipa II. Po śmierci królowej Elżbiety de Valois, swej protektorki i uczennicy (1573), opuściła Madryt. Była dwukrotnie zamężna, najpierw z Sycylijczykiem Don Fabrizio de Moncadagda, a potem z genueńczykiem Oraziem Lomellino. Pod koniec życia życia (dożyła ponad 92 lat) straciła wzrok. Rok przed śmiercią (w 1624 roku) odwiedził ją Anton van Dyck, Niewielki namalowany przez niego portret Sofonisby znajduje się w Knole House w Sevenoaks (Wielka Brytania). Zmarła w Palermo. Miała rodzeństwo, którym rodzice dali równie dziwne imiona, jak Elena, Europa. W Muzeum Narodowym w Poznaniu jest jej obraz „Gra w szachy”.


Mistrz z Hoogstraeten Święta Katarzyna i Święta Barbara. Działał w Antwerpii w latach 1490-1530.
W Twenthe jest też m.in. kilka obrazów Cranacha, Brueghela młodszego parę gobelinów, rzeźb gotyckiech. Warto tam przyjechać.


W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Osnabrücku. Na zdjęciu kościół NMP (Marienkirche) – gotycki z XIV wieku (obecnie protestancki).


Coś z dawnego wystroju kościoła ocalało do dziś. Ta Madonna na półksięzycu jest podobno z początku XVI w.


Katedra św. Piotra (Dom St. Peter) – romańska, rozbudowana w XVI wieku.


W powrotnej drodze do Polski zatrzymaliśmy się jeszcze Brunszwiku (Braunschweig). Najpierw zwiedziliśmy w nim ogród botaniczny. Bardzo malowniczy i urozmaicony.

Następnie odwiedziliśmy Muzeum księcia Antoniego Ulryka (Herzog Anton Ulrich-Museum). Mieści się ono w neorenesansowym gmachu projektu Oskara Sommera (1887). Zawiera galerię malarstwa i zbiory rzemiosła artystycznego. W dwóch innych budynkach są zbiory sztuki średniowiecznej, rzeźba i wyroby z kości słoniowej.


Nas, tematycznie interesował Vermeer, którego Dama i dówch panów (Dziewczyna z kieliszkiem wina) jest tu w stałej ekspozycji.
Prócz tego są tu m.in. obrazy Cranacha, Holbeina, Rubensa, Rembrandta.

Ten portet zdecydowałem się wybrać, ponieważ przedstawia Albrechta Hohenzolerna, wnuka Kazimierza Jagiellończyka, byłego wielkiego mistrza Zakonu Szpitala NMP Domu Niemieckiego. Jak pamiętamy, po przejściu na luteranizm złożył on hołd lenny Zygmuntowi Staremu w Krakowie w 1525 roku. Portret namalował Lucas Cranach w r. 1528.


I jeszcze parawanik z Dalekiego Wschodu.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

1.3   W czerwcu wybraliśmy się na kilka dni do Danii, ze znajomymi, którzy na Fionii mieli rodzinę. Poznawaliśmy zabytki, muzea i przyrodę. Dawkowaliśmy je trochę oszczędnie, z wielu możliwości rezygnując, by kolejne wrażenia nie zacierały poprzednich. Z półtora tysiąca zdjęć wybrałem raczej zdjęcia reprezentatywne, niż najpiękniejsze artystycznie.


Nocowaliśmy w Birkenwerden pod Berlinem. Miłe miasteczko, bez szczególnie atrakcyjnych zabytków.

Gdy wjechaliśmy na Jutlandię, szosa zbliżyła się do morza. Więc zatrzymawszy się w Aabenraa, dla rozprostowania nóg, poszliśmy rzucić okiem na tamtejszy port jachtowy. Takie porty są w Danii niemal w każdej nadmorskiej miejscowości.

Z kolei zatrzymaliśmy się w Haderslev. Urokliwe miasteczko, z licznymi budynkami sztachulcowymi. Na zdjęciu Museum Sønderjylland Ehlers Lertøjssamling. czyli Muzeum Południowej Jutlandii kolekcja Ehlersów. W domu z XVI w. (jeden z najstarszych w Haderslev) znajdują się ogromne zbiory naczyń ceramicznych, sprzed 600 lat i współczesnych. Na jej zwiedzanie nie mieliśmy już czasu.
Powiedzcie jednak sami, uczciwie, czy nie czujecie ochoty, by choć na chwilkę przysiąść na którymś z tych krzeseł i podziwiać piękno otoczenia?

Strzelista, gotycka katedra z XIII w, jest dumą Haderslev. Niestety, gdy chcieliśmy wejść do środka, wyproszono nas, bo właśnie zamykają.. Gdybyśmy to wiedzieli z góry, że zamykają katedrę o 15:00 pospieszylibyśmy się (w przewodniku pisało, że otwarta do 17). W tejże katedrze w 1925 roku odprawiono pierszą w Danii liturgię luterańską.

Wieża widokowa Munkebo Bakke, na północnym zachodzie Fionii. Piękny z niej widok, bo stoi na stosunkowo wąskim przesmyku pomiędzy Odense Fjord a Kerteminde Fjord.


Widok z wieży Munkebo Bakke na drugi brzeg Kerteminde Fjord.

Z kolei pojechaliśmy na Fyns Hoved (czyli Głowę Fionii). Jest to cypel kończący półwysep na północno-wschodnim krańcu Fionii. Cypel do morza opada stromym klifem.

Cypel łączy się z resztą półwyspu wąską mierzeją. Na zdjęciu widok na zatokę po wschodniej (lewej) stronie tej mierzei. Cypel jest w dużej części porośnięty krzewami głogu, dzikiej róży, ale też sporą część stanowią łąki kserotermiczne.


Obejrzeliśmy też stary wiatrak w Viby Mølle.

Obiad jedliśmy w porcie w Kerteminde. Potem spacerowaliśmy po mieście. Na zdjęciu Ewangelicko-augsburski kościół św. Wawrzyńca (Sankt Laurenti Kirke). Zbudowany na przełomie XI i XII wieku, jest jednym z najstarszych kościołów w Danii i jedynym zachowanym kościołem romańskim w okolicy.

Niedaleko Kerteminde, w Ladby, znajduje się kurhan Wikingów. Archeolodzy dokopali się do jego wnętrza i znaleźli łódź pogrzebową wodza Wikingów. Wnętrze kurhanu jest teraz udostępnione do zwiedzania. Na zdjęciu wejście do kurhanu.

Obok kurhanu zbudowano pawilon muzealny, w którym eksponuje się artefakty znalezione w kurhanie, można także zobaczyć rekonstrukcję łodzi. W tyle spoczywa zmarły wódz, na łożu, u boku ma miecz, u jego stóp naczynia z jedzeniem, dno łodzi pokrywają ofiarne zwierzęta - krowy, owce, konie. Po prawej, obok łodzi stoją uczestnicy pogrzebu.

A tak wygląda oryginał łodzi, pod kurhanem. Artefakty pozabierano, pozostały resztki kości zwierząt, łańcuchy, wielka kotwica (na zdjęciu nie widać).

A teraz jesteśmy w Odensee, największym mieście Fionii, trzecim co do wielkości w Danii. Na zdjęciu kościół św. Albana (Skt. Albani Kirke), w którym w niedziele, o 12:00 jest odprawiana Msza św. w języku polskim. Kościół jest neogotycki (1906-1908) i nie ma nic wspólnego z dawnym, nieistniejącym kościołem i klasztorem św. Albana.

Katedra św. Kanuta (Skt. Knuds Kirke) wznoszona była przez blisko 200 lat, od połowy XIII w. Wg przewodnika ma dostojny, surowy charakter, wręcz razi ascetyzmem.


Wnętrze katedry faktycznie jest surowe, nawet jak na luterańską świątynię, którą katedra jest od XVI w.

W krypcie katedry jest ukazany szkielet św. Kanuta IV. Rządził Danią w latach 1080-86. Wspierał chrześcijaństwo, troszczył się o ubogich. Ale pragnął iść w ślady imiennika, Kanuta Wielkiego i oprócz tronu duńskiego, zdobyć tron angielski. Gromadził flotę, gromadził armię ze swych poddanych, odrywając ich od normalnych prac w gospodarstwach. W końcu doszło do buntu i król został zamordowany w kościele św. Albana w Odensee (w tym nieistniejącym już kościele). Oprócz szkieletu św. Kanuta jest wystawiony także szkielet jego brata Benedykta, który razem z nim zginął. Nie jestem pewien, który ze szkieletów jest na zdjęciu. Nie powiem, by mnie zachwycało to eksponowanie szkieletów. Czy my, w Polsce, wystawiamy szkielet Kazimierza Wielkiego, lub Królowej Jadwigi? Czy u nas by coś takiego przeszło?

Ratusz w Odensee (Odensee Rådhus) - zbudowany w XIX w. na wzór Palazzo Pubblico w Sienie. W XX w. rozbudowywany (rozbudowę ukończono w 1955 r.). Zaprojektowali go dobrzy architekci (były konkursy) i w tym miejscu nie razi ale zdobi.

W Odensee urodził się Hans Christian Andersen. Dom w którym się urodził, a także dom, w którym później mieszkał są obecnie muzeami. Do domu, w którym się urodził, dobudowano dalsze budynki muzealne, w dość nowoczesnym stylu. Dwie trzecie muzeum ulokowano pod ziemią. Dookoła stworzono bajkowy ogród, Hans Christian Andersen Haven. Zaprojektowany przez Japończyków, z kwietnikami, zielonymi dachami, ma w sobie coś urzekającego.

A oto sam dom, w którym się Andersen urodził. Skromy, niziutki, nieczym nie wyróżniający się. Ale by go zwiedzić, trzeba przejść przez całe olbrzymie muzeum. Wyczytaliśmy, że są tam rękopisy i pierwodruki wydań Andersena, wycinanki, które kolekcjonował, sznur, który ze sobą woził, by w razie pożaru móc uratować się, spuszczając z okna itd. itp. I w ogóle: „Dom Andersena nie jest muzeum opowiadającym o życiu i czasach autora Hansa Christiana Andersena. Muzeum opisuje nasze czasy. Bajki Hansa Christiana Andersena są dziś tak samo żywe i aktualne, jak w XIX wieku, kiedy je pisał. Dom Andersena nie jest o Hansie Christianie Andersenie – ale przemawia tak, jak mówi do nas.” No i darowaliśmy sobie zwiedzanie.

Jest w Odensee inne muzeum, Møntergården. Jest to muzeum historii kultury Fionii. Najciekawszą część stanowi uliczka starych domów, których wnętrza obrazują wnętrza biedniejszych, lub bogatszych domów w różnych czasach. Są i podwórka z różnymi sprzętami, ale część tego wygląda cokolwiek surrealistycznie. Jest też tam budynek zupełnie nowoczesny mieszczący sale wystawowe, jest muzeum dziecięce, cokolwiek by to miało znaczyć.


Kuchnia w jednym z dawnych domów w Odensee Museum Møntergården.

Katedra św. Kanuta nie jest najstarszym z istniejących kościołów w Odensee. Jest nim natomiast ewangelicko-augsburski Vor Frue Kirke (Kościół Naszej Pani, czyli NMP), romański, z końca XII w. Jakiś czas kościół był nieczynny, mieścił szkołę, kostnicę. Obecnie odbywają się w nim nabożeństwa.


Fragment mostu przez Wielki Bełt, łączącego Fionię z Zelandią.


Zdjęcie przez tylną szybę samochodu, gdy przejeżdżaliśmy Wielki Bełt.

Namówiono nas, by w drodze do Kopenagi, zahaczyć o „Adventure camp”. W pięknym bukowym lesie postawiono wieżę widokową. Ma ona 45 m wysokości, dobrze ponad wysokość drzew. Jest to 140 m nad poziom morza. Prowadzą na nią spiralne schody, Wewnątrz wieży rosną trzy buki. Droga do wieży prowadzi „drewnianką”, jest apel by z niej nie schodzić i nie wydeptywać gruntu, czy runa leśnego. W lesie jest również park linowy, na skraju lasu chaty z różnych stron świata, a kawałek dalej pola kwiatowe. No i są też budki z pamiątkami i restauracje.

Widok z wieży w Adventure Camp w kierunku wschodnim. Domy poza drzewami to przypuszczalnie Ronneda, a w tyle Faxe. Była mgiełka w powietrzu i widoki nie były zbyt rozległe.

Teraz jesteśmy w drodze do Helsingøru czyli Elsynoru. Zatrzymaliśmy się na kawę w Espergærde. A jak już zatrzymaliśmy się, to wypada przespacerować się po okolicy. Z mola patrzymy na brzeg. Wyróżnia się Egebæksvang Kirke, zbudowany z końcem XIX w.


Bożena na molo w Espergærde.

Zamek Kronborg w Elsynorze, gdzie Szekspir umieścił akcję Hamleta. W pełni Kronborg prezentuje sie chyba tylko od strony morza, lub z powietrza. Od strony miasta przysłaniają go wały lub drzewa, lub jakieś zabudowania.

Wewnętrzny dziedziniec Kronborgu, strona południowa. Zamek w stylu niderlandzkiego manieryzmu postawił Antoni van Opbergen w latach 1584-85. Po wielkim pożrze w r. 1625 zamek odbudowano.

Wewnętrzny dziedziniec Kronborgu, strona zachodnia. Nie wszyscy wiedzą, że zamek nie istniał w XI w., w którym Szekspir umieścił akcję Hamleta, ani tym bardziej w czasach dawniejszych, kiedy żył legendarny Amleth (czy Amlod), który krwawo pomścił się na stryju, Fengu, który zamordowawszy jego ojca, Horvendilla i poślubił jego matkę, Gerutę. Legenda, która zapisał XII-wieczny kronikarz Saxo Grammaticus, mówi też, że jakiś czas Amleth symulował obłęd, by uśpić obawy swego stryja. Generalnie jednak Amleth, który był wikingowskim piratem i łupieżcą, w charakterze niczym nie przypomina Hamleta.

Zamek widziany z wieży w południowo-zachodnim narożniku. Zwiedzaliśmy wnętrza zamkowe i nie podzielam opinii, jaką można znaleźć w kryminałach Joanny Chmielewskiej, że komnaty są puste i nie ma tam nic godnego uwagi. Zamek jest wpisany na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.

W XV w. w Helsigørze osiedli karmelici. Zbudowali tu klasztor i kościół p.w. NMP. Przetrwali niewiele ponad 100 lat, przyszła reformacja i karmelitów przepędzono. Budynki zamieniono po jakimś czasie na szpital i przytułek, po 1989 r. przejął je Kościół. Na zdjęciu fronton kościoła NMP.

Wnętrze kościoła NMP w Helsigørze. Po kasacie zakonu chciano kościół rozebrać, ale ostatecznie służył jako magazyn i stajnia dla koni. Po jakimś czasie jednak wrócił do funkcji sakralnej, odbywały się tam nabożeństwa w języku niemieckim. Z początkiem XX w. kościół odrestaurowano, dokonano też konserwacji fresków. Znajdujące się tam organy uchodzą za bardzo dobre.


Dużo jest takich uliczek w Helsigørze. Niskie sztachulcowe domki i kwiaty przed domami.

Centralny fragment barokowego ołtarza (Ostatnia Wieczerza) w katedrze św. Olafa (Sankt Olai Kirke) w Helsigørze. Jest to schyłkowy okres gotyku (ukończony w r. 1559). Wewnątrz prawie nic, oprócz tegoż barkowego ołtarza.

Pora wreszcie na Kopenhagę. Na zdjęciu Ratusz, siedziba rady miejskiej i burmistrza. Oddany do użytku w r. 1905, narodowy styl romantyczny, inspirowany ratuszem w Sienie.

W kopenhaskiej Gliptotece. Gliptoteka, to (z greckiego) zbiór rzeźb, posągów. W tym przypadku kolekcja nie ogranicza się do rzeźb, ale jest to w ogóle najwspanialsza prywatna kolekcja dzieł sztuki w całej Skandynawii (jeśli wierzyć przewodnikom). Założył ją pod koniec XIX w. Carl Jacobsen, właściciel browarów Carlsberg. Był on człowiekiem trzeźwym i uważał, że rodaków niezbyt interesuje sama sztuka. Więc centrum Gliptoteki stanowi ogród zimowy. Do palmiarni chętniej ludzie przyjdą, a jak już przyjdą, może przy okazji i coś ze sztuki spróbują zobaczyć.

W Gliptotece jest sporo sztuki francuskiej z XIX w. i późniejszej. Obraz Moneta przedstawiający wierzby wybrałem dlatego, że właśnie podobne wierzby widzeliśmy w Giverny, za płotem ogrodów Moneta.

Bożena w trakcie zwiedzania jednej z sal Gliptoteki. Główną część kolekcji stanowią rzeźby greckie, rzymskie, etruskie, a także starożytności basenu Morza Śródziemnego.

Monumentalny Gmach Państwowego Muzeum Sztuki (Statens Museum for Kunst). Zbudowanyw latach 1889-96, później sukcesywnie powiększany. Zbiory imponujące i nie do ogarnięcia podczas jednej wizyty.


Henri Matisse Kąpiące się. Oprócz kilku obrazów Matisse'a wiszą tam Derain, Braque, Marquet, Picasso.

Gerard van Honthorst (1623) Muzyczna grupa przy świecach. Zwróćmy uwagę, że chłopiec śpiewający rzuca cień. Nikt z pozostałych cienia nie rzuca. Czy to coś oznacza? Podczas pobytu we Włoszech Honthorst nauczył się malować stylem chiaroscuro (jasno-ciemno), w którym cienie traktowane były metaforycznie. Miała z nich płynąć lekcja moralna. Niektórym krytykom obraz kojarzy się z Przypowieścią o synu marnotrawnym. Obraz przedstawiałby marnotrawnego syna podczas jednej z hulanek, w których roztrwonił majątek.

Niedaleko Państwowego Muzeum Sztuki leży kopehnaski ogród botaniczny. Trudno nam ocenić go (niedawno widzieliśmy ogrody w Lejdzie i Brunszwiku), bo ok. połowa ogrodu była niedostępna, odnawiano ścieżki. Staw był rozległy i zaczynały kwitnąć grążele i grzybienie (choć na zdjęciu tego nie widać).

Inny fragment ogrodu botanicznego. W tyle wielkie szklarnie-palmiarnie. Ta część ogrodu, którą mogliśmy przejść jest bardziej parkiem - rozległe trawniki, na których mieszkańcy plażują.


Fragment szklarni w kopenhaskim ogrodzie botanicznym.


Inny fragment szklarni.

Ulice Kopenhagi dążą ku Slotsholmen -wyspie zamkowej, odciętej od miasta kanałem Holmens-Kanal. Turyści mogą popłynąć statkiem dookoła Slotholmen, a także dalej przez Christinas Havns Kanal, lub jeszcze dalej, do wylotu zatoki na morze. Wieża widoczna nad kanałem, to b. Kościół św. Mikołaja, Obecnie w przebudowanym kościele mieści się Muzeum sztuki współczesnej. Widoczne jest też Muzeum Thordvaldsena, bliżej Christiansborg - imitacja XVIII-wiecznego pałacu, który tam stał, ale wielokrotnie ulegał zniszczeniu.

Widok na południowy wschód poprzez Højbro (wysoki most). Widać tu dwie, bardzo charakterystyczne wieże kopenhaskie. Ta po prawej, to wieża na gmachu Borsen (kopenhaskiej giełdy). Budynek ten wybudowano w latach 1619-1640, na zlecenie Christiana IV. Była to najstarsza giełda w Danii i mieściła się tu do 1974 r. Obecnie jest tam podobno Duńska Izba Handlowa. Budynek słynie głównie z spiralnej iglicy, organizuje się tam przyjęcia i imprezy. Wokół wieży owinięte są ogony czterech smoków na wysokość 56 metrów. Druga wieża spiralna (po lewej), to Kościół Najświętszego Zbawiciela w Kopenhadze (Vor Frelsers Kirke), najwyższy z kościołów Kopenhagi. Jest on barokowy, z XVII w. Spiralę wokół wieży zbudowano w XVIII w., stanowią ją schody na jej wierzchołek. Ma 90 m.


I takie obrazki widuje się na Holmens-Kanal. Chyba każdy, kto tu ma dostęp do wody i ma na czym pływać, to tam pływa.

Słynną kopenhaską Syrenkę (Den Lille Havfrue), nsjsłynniejszy pomnik Danii, dłuta Edwarda Eriksena, oglądaliśmy z zatoki, a więc poniekąd od tyłu. Trudno zrobić zdjęcie, tylu turystów wokół się kłębi i ją przysłania.

Nyhavn (Nowy Port) to najbardziej znany kanał Kopenhagi i podobno najbardziej malowniczy z jej kanałów. Rozsiadły się wzdłuż niego liczne restauracyjki. Ale i tak nachodziliśmy się nieco, nim znaleźliśmy dla siebie miejsce w jednej z nich. Każdy z turystów chciałby tu zjeść.

Miejscem chyba najliczniej odwiedzanym przez turystów jest Gammel Strand (Stara plaża). Na jednym jej końcu, blisko Højbro, znajdował się kiedyś targ rybny. Targ dawno zniknął, ale postanowiono go upamiętnić, stawiając tam w r. 1940 figurę Rybaczki (Fiskekone) dłuta Svejstruma Madsena.

Gammel Strand rozszerza się na zachodnim końcu tworząc niewielki placyk. W roku 2000. umieszczono na nim rzeźbę „Slægt Løfter Slægt” (Rodzina dźwiga/wspiera rodzinę). Twórcą jej jest Svend Wiig Hansen.

Okrągła Wieża z XVII w. zbudowana jako obserwatorium astronomiczne, słynie ze schodów do jazdy konnej, 7,5-piętrowego spiralnego korytarza prowadzącego na platformę na szczycie, z widokami na Kopenhagę.

Stary Rynek w Kopenhadze (Gemmeltorv). Na środku fontanna „Caritas” z alegorią miłosierdzia, zwana też „Fontanną złotych jabłek”. Nad domami po prawej góruje wieża kopenhaskiej Katedry Panny Marii (Ewangelicko-augsburska). Pierwotna katedra uległa zniszczeniu w 1807 r. podczas wojen napoleońskich. Na jej miejscu zbudowano nową w stylu neoklasycystycznym w latach 1817-1829.

Północno-wschodnia pierzeja Starego Rynku. Ulica, której wylot widać po prawej stronie to słynny kopehaski deptak (Strøget).

17 km na południowy zachód od Kopenhagi, w malutkim Ishøj znajduje się Arken - Muzeum sztuki współczesnej (Museum for Samtidskunst). Nowoczesny, specjalnie wzniesiony budynek, ma się kojarzyć z płynącym statkiem

Nie notowałem, niestety, czyje są które eksponowane dzieła. Może jak odszukam folderki z wyjazdu, coś uda mi się zidentyfikować. To co wydaje się tkwić wewnątrz tego pudełka to chwilowy zapis animacji koputerowej. „Wnętrze” nieustannie się zmienia, przekształca, chwilami wygląda jak jakaś piana, to znowu jak kolorowe kawałki jakichś skór, to znowu...


... jak duża ilość kolorowych nitek makaronu.

Autor, Esben Weile Kjær komentuje: „Wykonałem logo wystawy. To rzeźba, która łączy dwa kółka do kluczy, z motylem i z orłem, które wisiały na mym tornistrze, gdy byłem młody. Figurki przy kółku do kluczy są małe, tanie i produklowane masowo. Powiększyłem figurę, odlałem ją z brązu i ręcznie pomalowałem jako hołd dla okresu dojrzewania. Rzeźba zaprasza zwiedzających do miejsca zwanego MOTYLAMI. Miejsce to może być sceną z filmu lub miejscem spotkań. Wystawę, nad którą pracuję, traktuję jako etapy. Fascynują mnie opuszczone plany filmowe i scenografie bez ludzi, kiedy są puste i zawierają potencjał do przekształcenia.”


Różne twory o charakterze obiektów geometrycznych.


Gdy podejść pliżej, okazuje się, że wykonane są ze ścierek, obrusików, części garderoby...


Najrozmaitsze rodzaje sztuki są tu prezentowane.


Galeria współczesnego malarstwa.


Dokąd stąd pójdziemy? Czy to pytanie, dokąd zmierza współczesna sztuka? A może zwrócenie uwagi na problemy LGBTQ+?

Katedra w Roskilde, wpisana na Listę dziedzistwa kulturowego UNESCO, jest chyba najważniejszym kościołem w Danii. Powstała w XIII w., w stylu gotyku francuskiego, przez przebudowę dawniejszej, romańskiej katedry. Do czasów reformacji, była pod wezwaniem św. Lucjusza, papieża.

W późniejszych czasach katedra obrosła wianuszkiem bocznych kaplic. Wprawdzie główna bryła katedry zanikła pomiędzy nimi, ale jak niektórzy twierdzą, dzięki tym kaplicom, katedra nabrała większej malowniczości.


Widok głównej nawy w katedrze. Katedra jest trójnawowa, nawy boczne są dwupoziomowe.


Widok na strop prezbiterium w katedrze w Roskilde.

Gotycki grobowiec królowej Małgorzaty I (zm. 1412), znajdujący się za ołtarzem głównym w prezbiterium. Oprócz niego są nagrobki marmurowe innych królów. A także grobowce królewskie w kaplicach bocznych. W katedrze znajdują się groby 39 królów i królowych Danii. Najstarszy z pochowanych był Harald Sinozęby (zm. 987), ale jego grób nie zachował się, ani nawet jego resztki. Najmłodszy sarkofag przygotowany jest dla królowej Małgorzaty II. (Jak podała prasa, niedawno, 14 stycznia 2024 abdykowała na rzecz syna).


Kaplica Christiana I (Kaplica Magów) pokryta jest freskami z ok. 1460 roku.

We wiosce Tuse, niedaleko od Holbæk znajduje się kościółek, w którym zachowały się oryginalne gotyckie freski z okresu 1460-1480. Kościółek leży na pustkowiu, w pięknie zadbanym otoczeniu, koło niego wiejski cmentarz. Stylem kościół przypomina inne tutejsze kościółki romańsko-gotyckie, z wieżą krytą dwuspadowym dachem.

Tym razem mieliśmy szczęście. Nie udało się nam znaleźć informacji, kiedy kościół jest otwarty. Z informacji na tablicy przed kościołem wynikało, że spóźniliśmy się 20 minut i kościół powienien być już zamknięty. Ale nie był. Mamy chwilę radości oglądając freski.

A więc tak w XIV wieku malowano kościoły. Trudno nam rozpoznawać sceny. Na zdjęciu, u dołu po lewej, najprawdopodobniej św. Marcin dzieli się swym płaszczem z żebrakiem. Po prawej ważenie duszy - czy waga opadnie po stronie anioła, czy diabłów? Tu chyba wygrywa anioł.

Już powrót do Polski. Zatrzymaliśmy się w Lüneburgu. Jesteśmy na placu Am Sande, zachwycają nas piękne kamieniczki. W tyle kościół św. Jana, gotycki, z początków XIV w. dokończony w XV w.


Widok wnętrza kościoła św. Mikołaja w Lüneburgu. Również on zbudowany został w XV w.


Lüneburg położony jest nad rzeką Ilmenau. Zachowały się fragmenty starego portu, dawne kamieniczki, żuraw portowy...


Prezbiterium i ołtarz w kościele św. Jana.


Widok na miasto z dawnej wieży wodociągowej.


Die Alte Raths-Apotheke - jedna z ładniejszych kamienic w Lüneburgu.

poprzednie   na dół strony

bastępne  na górę strony

2.1   Marsz Pamięci, zorganizowany w 80. rocznicę likwidacji krakowskiego getta, tego roku odbył się 12 marca. Trasa marszu tradycyjnie wiodła z placu Bohaterów Getta ulicami Lwowską, Limanowskiego, Wielicką, Jerozolimską i Heltmana na teren byłego obozu KL Plaszow. Taką samą drogę pokonywali Żydzi, którzy z getta szli na roboty i na śmierć do obozu Plaszow.
Podczas przemówień na Placu Bohaterów Getta, m.in. swoimi wspomnieniami dzielił się Tadeusz Jakubowicz, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Krakowie. Jakubowicz w 1942 roku został wraz z matką przesiedlony do getta. Wspominał przejście z getta do obozu w Płaszowie:
- Ja z mamą jako dziecko wraz byłem w szpalerze Żydów prowadzonych na to miejsce, na ten plac Zgody. To był, nie chcę brzydko powiedzieć, to był spęd. Ludzie się nawzajem tratowali. Przecież tej społeczności żydowskiej, która wyszła z getta, było [...] bardzo wiele. I stąd ruszyliśmy ulicą Wielicką w kierunku już przygotowanego wcześniej obozu.
W obozie w Płaszowie znalazł się także ojciec Tadeusza Jakubowicza. Po kilku miesiącach rodzinie udało się uciec z obozu. Do końca wojny ukrywali się w lasach.
Ambasador Izraela w Polsce Yacov Livne, podkreślił, że cały żydowski naród był określany przez Niemców jako "podludzie". - Ale Żydzi nie byli, według nazistowskiej teorii, jedynymi podludźmi. Byli nimi również Polacy [...]
Jak ludzkość mogła zniżyć się do tego poziomu? Powiem wam, jak. Nie tylko z powodu morderców, którzy to zaplanowali i tego dokonali, ale też z powodu obojętności większości innych ludzi. [...] - To jest lekcja, którą powinniśmy wynieść. Koniec z obojętnością wobec zbrodni. Koniec z obojętnością wobec antysemityzmu i ksenofobii. Powinniśmy dziś wynieść tę lekcję z Holokaustu. Jedną z takich nauk jest również konieczność zapewnienia bezpiecznego żydowskiego państwa Izrael.[...] 80 lat temu tu, w Krakowie, zdarzyło się coś, czego jeszcze niedługo wcześniej nikt nie mógł przewidzieć, czego nikt nie mógł zrozumieć.[...] Nikt sobie nie wyobrażał, że powstanie mordercza teoria, wedle której przedstawicieli całego narodu należy wytępić tylko dlatego, że się urodzili
Z krakowskiego getta uratowali się między innymi Roman Polański, Ryszard Horowitz z siostrą, Roma Ligocka, Stella Mueller i Miriam Akavia.
70 różnej wielkości krzeseł-rzeźb z metalu, które stoją na placu Bohaterów Getta, upamiętnia ofiary Holokaustu. Metalowe krzesła-pomniki nawiązują do porzuconych mebli zalegających na placu podczas likwidacji getta.
Sympatycznie wypowiadał się Przewodniczący Rady Miasta Krakowa, m.in., że najważniejsze jest, by się nawzajem poznać. Jego córka spędziła parę tygodni w Izraelu, zaś teraz z kolei do niej przyjadą młodzi z Izraela.


W imieniu organizatorów, wita uczestników Marszu Janusz Makuch, Dyrektor Festiwalu Kultury Żydowskiej.


Po złożeniu kwiatów pod tablicą upamiętniającą zagłądę żydów krakowskich, Rabin Boaz Gadka śpiewa Kadisz.


Kwiaty pod tablicą na Placu Bohaterów Getta.


Podczas Marszu złożono również wieńce pod tablicą przy ulicy Lwowskiej, na zachowanym fragmencie murów getta.


Marsz dochodzi do terenów KL Plaszow


Koło pomnika, ostatnie modlitwy - rabin Boaz Gadka. W imieniu katolików, psalmami modlił się ks. Łukasz Kamykowski.

poprzednie   na dół strony

Następne  na górę strony

2.2   Marsz Równości w Krakowie odbył się tego roku 20 maja. O marszach równości krąży wiele mitów, z reguły nieprawdziwych. Że są one obsceniczne, wyuzdane, że profanują Najświętszy Sakrament, obrażają uczucia katolików, że zagrażają rodzinom itd. itp.
Tymczasem w polskich warunkach obseniczność polega na tym, że całują się dwie osoby tej samej płci. Czy to takie straszne? A jeśli całujący są różnej płci, to jest przyzwoite? Druga sprawa, Kościół Rzymsko-katolicki nie ma monopolu na Eucharystię. Jeśli duchowny starokatolicki, mający ważne święcenia i sukcesję apostolską odprawi Mszę św. dla uczestników Marszu, to raczej prawicowi nacjonaliści wyrażając się źle o tej Mszy, profanują Najświętszy Sakrament. A zresztą nie miejmy moralności Kalego. Różni prominentni katolicy od lat znieważają osoby LGBT i ranią ich uczucia, i to jest w porządku, ale jeśli, nie daj Boże, osoby LGBT obrażą uczucia owych katolików - to już jest kryminał. Jeśli chcesz, by twoich uczuć nie obrażano, nie obrażaj uczuć innych, zacznij od siebie, potem wymagaj od innych.
Byliśmy tego roku na krakowskim Marszu Równości i możemy zapewnić, że był on bardziej przyzwoity, niż niejedne marsze nacjonalistycznych patriotów. I zarazem, pod pewnymi względami, można rzec bardziej chrześcijański. Były na trasie marszu dwie grupy „przeciwników” skandujących hasła przeciwko LGBT. Jedna z nich była cokolwiek surrealistyczna - krzycząc, m.in. jakim złem jest aborcja. Jakby to osoby LGBT były najliczniejszą grupą dokonującą aborcji!
Dziwny jest ten świat i dziwni „obrońcy życia”.


Bożena obok grupy uczestników marszu.


W marszu bierze udział grupa rodziców osób LGBTQ+.

Marsz wszedł w ulicę Szewską. Popatrzmy na radosne twarze uczestników. Radosne, pogodne - to ich święto, dziś nie ukrywają się, pokazują wszystkim, że są, że nie powinno się ich wykluczać. Statystycznie plus minus co dziesiąty Polak nie jest heteronormatywny.


Pod kościołem Mariackim.


Marsz jest dyskretnie osłaniany przez policję, bardzo kulturalnie zachowującą się.


Na ulicy Grodzkiej.


I powrót pod Muzeum Narodowe.

poprzednie   na dół strony

Następne  na górę strony

2.3   Tego roku udało się nam obojgu uczestniczyć w konferencji Rola chrześcijan w procesie integracji europejskiej
Konferencja jest organizowane przez Fundację im. bpa Tadeusza Pieronka. Rządcom Krakowskiej archidiecezji ostatnio coś z Konferencją i bpem Pieronkiem nie po drodze, nie mogąc jej uniemożliwić, bo współorganizatorem Konferencji jest Komisja Konferencji Biskupów Unii Europejskiej, zbojkotowała ją.
Trudno pisać coś o konferencji z czterema sesjami panelowymi i niezwykłymi gośćmi. Mnie szczególnie zapadł w pamięć jeden szczegół - w którymś momencie inwazji Rosjan, gdy katolicy nie mieli gdzie odprawić liturgii, muzułmanie im udostępnili meczet na Mszę św. Oby relacje chrześcijańsko-islamskie zawsze mogły się podobnie układać. Z różnych wypowiedzi wynikało też, że integracja europejska jest w obliczu Rosji koniecznością. Nie możemy się na Brukselę wybrzydzać w imię „ochrony polskiej suwerenności”, bo możemy zostać osamotnieni w razie agresji. Polityka zagraniczna rządu Morawieckiego w dużej mierze była antypaństwową.


Sala plenarna podczas seji - w hotelu Holliday Inn.

I Sesja panelowa: Jak wojna zmienia Unię Europejską? - uczestnicy: Prof. Rocco Buttiglione, wykładowca Instytutu Filozoficznego Edyty Stein w Granadzie, Prof. Marek Safjan, były Prezes Trybunału Konstytucyjnego, sędzia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i moderator Maciej Zakrocki, dziennikarz radia TOK FM (po lewej).

II Sesja panelowa: Konsekwencje wojny dla Kościołów – uczestnicy: Dr Massimiliano Signifredi, koordynator ds. uchodźców rzymskiej Wspólnoty Sant’Egidio, Ks. dr .Manuel Barrios Prieto, sekretarz generalny COMECE, Prof. Antoine Arjakovsky, dyrektor ds. badań w Collège des Bernardins w Paryżu, prezes Stowarzyszenia Filozofów Chrześcijańskich, Nedim Useinow, przewodniczący Rady Koordynacyjnej Światowego Kongresu Tatarów Krymskich w Polsce i moderator Jan Tombiński, były ambasador RP, były ambasador Unii Europejskiej.

W ramach Konferencji odbyła się w Sukiennicach Gala Nagrody IN VERITATE: Laureaci tegoroczni to Pani Roberta Metsola – przewodnicząca Parlamentu Europejskiego (uczestniczyła zdalnie, on-line) i ks. Adam Boniecki MIC - redaktor senior „Tygodnika Powszechnego”.

III Sesja panelowa: Ludzie a wojna – wpływ wojny na ludzkie postawy – uczestnicy: O. Siergiej Dmitrov, dyrektor ELEOS-Ukraine, kapelan wojskowy, Ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof, kierownik Katedry Etyki na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Dr Hanna Machińska, z-ca rzecznika praw obywatelskich w latach 2017-2022, i moderator: Bartosz Bartosik, dziennikarz i publicysta, redaktor kwartalnika „WIĘŹ”.

IV Sesja panelowa: Słowo ma znaczenie – komunikacja w przestrzeni publicznej w czasie wojny – uczestnicy: Dr Dominik Héjj, politolog, redaktor naczelny portalu kropka.hu Bogdan Klich, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych i Unii Europejskiej Senatu RP, Gen. prof. Mieczysław Bieniek, były Zastępca Dowódcy NATO, Prof. Ryszard Koziołek, rektor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, literaturoznawca, i moderator: Ks. Kazimierz Sowa, dziennikarz i publicysta

poprzednie   na dół strony

Następne  na górę strony

2.4   II Forum „Obecni w Kościele – 2023” to doroczne wydarzenie Kongresu Katoliczek i Katolików, które odbyło się w Gdańsku w dniach 25-26 listopada 2023 roku. Uczestniczyła w nim Bożena.
Tego roku skupiło się na trzech kluczowych obszarach, które są ważne dla wspólnoty Kościoła:

Dodam, że sam w roku 2023 angażowałem się w prace Kongresu Katoliczek i Katolików w sekcji Państwo a Kościół i brałem udział w projekcie Kościół wolny od polityki. Jest on odpowiedzią na problem zakulisowych koneksji urzędników państwowych i kościelnych w Polsce, które są sprzeczne z obowiązującym w niej prawem. Mimo że poruszaliśmy tematy dotyczące państwa i Kościoła, projekt miał charakter ogólnospołeczny. Niestety termin Forum kolidował mi z innymi obowiązkami i nie mogłem do Gdańska przyjechać.

Przedstawienie raportu z ogólnopolskich badań społecznych „Kościół Katolicki w oczach Polaków świeckich i duchownych – gdzie jest dobra nowina”dr Piotr Ciasek, Raport dotyczy badań statystycznych stosunku ludzi do Kościoła – jak przedstawiają się praktyki religijne w różnych grupach, co im przeszkadza w Kościele, co chcieliby zmienić. Ciekawe, że episkopat nie jest w ogóle zainteresowany ani samymi wynikami badań, ani też jakich zmian w Kościele wierni oczekują. Co jest przyczyną? Czy to, że obecnych hierarchów nie zdąży dotknąć ewentualna katastrofa Kościoła w Polsce, więc niech martwią się inni, następcy, młodsi?
Niektórzy zresztą nasi hierarchowie starali się (nieskutecznie), aby Forum się nie odbyło.

Jean-Marc Sauve Doświadczenia francuskie w kwestii rozliczenia przypadków pedofilii w Kościele. Jean-Marc Sauve przewodniczył Niezależnej Komisji ds. Wykorzystywania Seksualnego, utworzonej przez Kościół katolicki we Francji (luty 2019 r. – październik 2021 r.). Wcześniej zajmował stanowisko wyższego urzędnika państwowego: był sekretarzem generalnym rządu, a następnie prezydentem Rady Stanu (tj. prezesa najwyższej jurysdykcji administracyjnej we Francji), dziś przewodniczy komisjom etyki Igrzysk Olimpijskich w Paryżu oraz katolickiej fundacji „Apprentis d’Auteuil”, która wspiera blisko 40 000 młodych ludzi i rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji.


Ks. Jasek Prusak SJ Spojrzenie z wewnątrz Kościoła w Polsce na zjawisko wykorzystania seksualnego

Panel „Komisja ds. Pedofilii w Kościele Rzymskokatolickim w Polsce”. Uczestniczą: Marta Nowicka, ks. Jacek Prusak, Fryderyk Zoll, ks. Piotr Studnicki, Błażej Kmieciak. Debata w obliczu powyżej nakreślonego dramatu i doświadczeń z Niemiec i Francji – Jakie założenia i wymagania musi spełniać Komisja ds. pedofilii w Kościele w Polsce aby była realną i satysfakcjonującą odpowiedzią dla osób zranionych. Dyskusja nad modelem, zakresem uprawnień, wymogami niezależności i wiarygodności Komisji.

poprzednie   na dół strony

Następne  na górę strony

3.1   Międzyklubowy letni wyjazd Klubów „Tygodnika Powszechnego” tego roku dotarł w Góry Świętokrzyskie. Okolica większości z nas mało znana, obfitująca w zabytki i miejsca historyczne. Ziema Stefana Żeromskiego.


Było nas niemało, bo Klubów jest wiele, także poza granicami Polski (fot. Adam Walanus).


Gościł nas (oczywiście za odpłatnością) Hotel „Przedwiośnie” (ach ten Żeromsksi!) położony opodal Mąchocic Kapitulnych.


Hotel położony jest na zboczach pasma Klonówki. Można było się na jej szczyt przespacerować pięknym lasem.


Można też było podjechać do Świętej Katarzyny...


... i stamtąd podejść na Łysicę, a nawet powędrować dalej.


A oto Łysica widziana od Zagórza (k. Krajna).


Wnętrze romańskiego (XIII w.) kościoła w Tarczku.


Starachowice - Muzeum Przyrody i Techniki - zabytkowe obiekty techniczne - Zespół zakładu wielkopiecowego z XIX w.


Ruiny zamku Krzyżtopór w Ujezdzie (widok z zewnątrz). Była to najokazalsza w Europie rezydencja magnacka w pierwszej połowie XVIII w.

Krzyżtopór zbudowany został w latach 1621-44 przez Krzysztofa Opalińskiego, wojewodę sandomierskiego, w stylu włoskim palazzo in fortezza, na planie regularnego pięcioboku. Rezydencja obejmująca pałac, oficyny i bastionowe pięcioboczne fortyfikacje zajmowała 1,3 ha. Miał posiadać 4 baszty (tyle ile pór roku), 12 sal (ile miesięcy), 52 komnaty (ile tygodni w roku) i 365 okien (ile dni w roku). Ale najprawdopodobniej nie do końca było to zrealizowane, np. sal z pewnością było mniej. Tak czy owak kubatura pomieszczeń wynosiła 70 m³. Zamek został w 1657 roku obrabowany przez Szwedów, ale nadal był zamieszkiwany. Dopiero w 1772 roku został spalony przez Moskali tłumiących Konfederacje Barską. Odbudowa zamku byłaby łatwa, ale kosztowna, z uwagi na jego wielkość. Co jakiś czas pojawiają się i upadają projekty odbudowy.


Na tle zamku Krzyżtopór.


A tu widok zamku od dziedzińca.


Oblęgorek - dworek podarowany Henrykowi Sienkiewiczowi - dziś muzeum.


Jadalnia w Oblęgorku.


Najstarszy z polskich dębów „Bartek”.


Szydłów - wejście do Rynku.


W kościele Wszystkich Świętych z przełomu XIV i XV w. zachowała się dawna polichromia.


Fragment ekkspozycji w zamku królewskim XIV-XVI w.


W późnorenesansowej (XVI w,) zabytkowej synagodze.


Długie wieczorne rodaków rozmowy, przy kawie lub piwie.


Odwiedziła nas s. Małgorzata Chmielewska.


A każdy dzień zaczynał się Mszą św. celebrowaną przez ks. Adama Bonieckiego.

Szczegółowsza relacja z naszego wyjazdu na stronach Klubów „Tygodnika Powszechnego”.

poprzednie   na dół strony

Następne  na górę strony

3.2   Kolejny Rajd Górski Klubów „Tygodnika Powszechnego” odbył się w październiku. Jego celem był Leskowiec. WYruszyliśmy z Ponikwi, dolinką Brejny podeszliśmy na Królewiznę (Magurkę Ponikiewską), skąd szlakiem, obok schroniska doszliśmy na Leskoweic. Wróciliśmy do Ponikwi zielonym szlakiem.


Przed wymarszem w Ponikwi.


W podejściu dolinką Brejny.


Przy zbiegu szlaków pod Magurką Ponikiewską.


Widać schronisko pod Leskowcem.


Na szczytowej polanie Leskowca.


W oparciu o opisaną „panoramkę” ustalamy, który szczyt jest który.


To są Tatry Zachosnie -Smreczyński, Kamienista, Bystra, Starorobociański.


Odwiedziny w gościnnym domu Kunstmanów.


I na koniec przy wieczornym ognisku.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

4.1 Odkąd Krakowski Klub „Tygodnika Powszechnego” i Stowarzyszenie im. Jerzego Turowicza, mają własny lokal, „Piwnicę Powszechną”, działalność Klubu nabrała rozpędu. Tak wiele się dzieje w naszej „Piwnicy Powszechnej”, że zdecydowaliśmy się wydawać Wieści z Krakowskiego Klubu „Tygodnika Powszechnego”, oczywiście pod tytułem Piwnica Powszechna. Zaintersowani mogą się z nimi zapoznać:
Numer 1
Numer 2
Numer 3
Nadal mamy w Piwnicy regularne dyżury, nadal działa punkt dialogu polsko-ukraińskiego. Prowadzimy kursy języka polskiego dla uchodźców z Ukrainy, zajęcia plastyczne dla ich dzieci i dorosłych. I odbywają się tam liczne spotkania klubowe i inne.


„Przywracanie do życia starych abażurów” podczas plastycznych zajęć w Piwnicy.


Koncert bandurzystki Zoriany Grzybowskiej dla dzieci ukraińskich zwiedzających Kraków.


Świąteczny kiermasz ceramiki powstałej podczas zajęć plastycznych w Piwnicy.


Inauguracja wieczorów „Biblia w Piwnicy” - Polskie przekłady Pisma Świętego. Problemy tłumaczy, różne rodzaje przekładów - mamy już parędziesiąt przekładów na język polski, czym które się charakteryzują?


A to zdjęcie zrobione w trakcie „Modlitwy bez granic” w intencji uchodźców i imigrantów jaka odbyła się kolejny raz na Placu Mariackim w Krakowie.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.1   Od jakiegoś czasu w Zielonkach działa grupa parafialna „W pogoni za świętym JPII”, która prawie co miesiąc organizuje wycieczki górskie (bo przecież JPII chodził na górskie wycieczki). Duże śniegi, które spadłu w styczniu, spowodowały, że zamiast w Gorce, wybraliśmy się na Uroczystko „Czerwony Bór” - czyli wysokie torfowisko pod Nowym Targiem.


Wspólne zdjęcie na skraju rezerwatu.


I kolejne wspólne zdjęcie na platformie widopkowej.


Widok na pokryte śniegiem torfowisko wysokie.


Śnieg wszystko zasypał wysoko.


Na obiad udaliśmy się do Nowego Targu - Rynek miejski.


Po obiedzie udaliśmy się do Ludzimierza. Oto kościół parafialny Królowej Podhala.


I Sama Matka Boska Ludzimierska.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.2   W marcu z kolei wybraliśmy się na Polanę pod Parszywką na wschód słońca.


Na wschód słońca wędruje się (bo inaczej się nie da) ciemną nocą.


Cóż, kiedy zamiast wschodu słońca, pojawił się deszcz.


Mimo deszczu humory dopisują, schodzimy do Tokarni.


W Tokarni, jak przystało na „pielgrzymów” uczestniczymy we Mszy świętej.


A oto kościół w Tokarni.


Następnie w terenie odprawiamy Drogę Krzyżową.


Pogodę teraz mamy słoneczną, jesteśmy na Zembolowej.


I schodzimy do Lubnia.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

6.1   W Orońsku (pow. Szydłowiecki), w Centrum Rzeźby Polskiej, miał wystawę Anish Kapoor (ur. 1954), indyjsko-brytyjski rzeźbiarz, mieszanego pochodzenia (matka - iracka Żydówka, ojciec Hindus Pendżabi), dużej sławy, m.in. doktorat h.c. Uniwersytetu w Oxford (2014), laureat nagrody Genesis (2017). Mimo zimy, wybraliśmy się zobaczyć działa mistrza.


Oto Fragment serii dziewięciu potężnych, opracowanych rzeźbiarsko bloków kamiennych, wykonanych ze szlachetnych granitów, marmurów i onyksów. Dzieła porozstawiał sam autor (fot. Adam Walanus).


Oto jedno z dzieł widziane z bliższa.


A tu trzy instalacje z żywicy i wosku, w charakterystycznej dla artysty intensywnej czerwieni (fot. Adam Walanus).


Fragment jednej z instalacji.


Pod pracowniami rzeźbiarskimi.


Zimą trudno znaleźć tabliczkę informującą, co za dzieło i jakiego autora.


To natomiast słynne Ptaki Magdaleny Abakanowicz.


I tu Magdaleny Abakanowicz Głowa I i Głowa II.


A tu panie stoją również na dziele artysty - to Jarosława Kozakiewicza Przejście.

poprzednie  

następne   na górę strony

6.2   Odwiedziliśmy też Dom Tadeusza Kantora i Marii Stangret w Hucisku (pod Gdowem).


Niestety, rozdeszczyło się. Stoimy przed domem, czy otwarte?


„Pomnik krzesła”, z cyklu Pomników Niemożliwych Tadeusza Kantora.


Jedna z izb wewnątrz domu.

poprzednie  

następne   na górę strony

6.3   W Stradowie (pow. Kazimierski, woj, Świętokrzyskie) znajduje się największe w Polsce dawne grodzisko. Przypuszczalnie tu była kolebka Wiślan, zasiedlone było w IX, a może nawet VIII wieku. Składa się na nie gród i trzy podgrodzia. Jedno z nich, podgrodzie Barzyńskie obejmowało aż 16 ha. Całość grodziska to 25 ha. W sumie w Stradowie mogło mieszkać klika tysięcy osób. Archeolodzy odkryli również 31 budynków zrębowych półziemiankowych, czyli chat w której jedynie dach wystaje ponad ziemię, a wnętrze jest w nią wkopane. Znaleźli też cztery groby z ludzkimi szkieletami. Właściwy gród, półtora hektara otaczał wał, z drewanianym wzmocnieniem wewnątrz i sucha fosa 5 m głębokości. Wały miały kształt podkowy, otwartej ku dolince potoczku Stradomka. NIestety, w XI wieku gród spłonął, nie odbudowano go. Stradów przegrał konkurencję z Wiślicą.


Idziemy pozostałością z fosy otaczającej gród.


Widok na miejsce, gdzie stała górna część grodu. Dalej wał się obniża, nad niższą częścią grodu i częściowo otwiera ku dolince Stradomki.


Widok z wałów ku dolince Stradomki. Wały wznoszą się nad nią 18 m.

poprzednie  

na górę strony

7.   I jak co roku, trochę zdjęć entomologicznych. Zwykle zamieszczam tu zdjęcia zrobione w terenie. Tego roku nie mam ciekawych obserwacji w terenie, natomiast byłem w motylarniach. W jednej z nich, w kopenhaskiej palmiarni, uwieczniłem kilka motyli egzotycznych.


Tu parę motyli jednego gatunku, akurat najłatwiejszego do uchwycenia. Jest to Idea leuconoe – motyl dzienny z rodziny Rusałkowatych (Nymphalidae).

Tu pojedynczy Idea leuconoe – z rodziny Rusałkowatych (Nymphalidae). Rozpiętość skrzydeł tego motyla wynosi ok. 9,5–10,8 cm. Skrzydła przezroczyste, szaro-białe, z charakterystycznym czarnym wzorem. Mają odwłok jest smukły i delikatny. Poruszają się lotem ślizgowym, raczej powolnym. Występuje w Azji Południowo-wschodniej (Indie, Malezja, Filipiny, Tajwan, Australia). Jego gąsienice żywią się pnączmi z rodz. Apocynaceae, i stąd zarówno motyl, jak i larwy są trujące.


Jeszcze raz Idea leuconoe.


Tutaj Heliconius hecale, z rodziny Nymphalidae, podrodziny Heliconiinae, który występuje w Ameryce Środkowej i Południowej, od Meksyku po peruwiańską Amazonię. Nazywają go też „tygrysim motylem”.


Jeszcze raz Heliconius hecale.

Nazwa gatunkowa motyla pochodzi od Hecale, postaci z mitologii greckiej. Kiedy Tezeusz wyprawił się, by schwytać byka maratońskiego, rozszalała się burza. Schronienia udzieliła mu stara wdowa o imieniu Hecale. I przysięgła, że jeśli Tezeuszowi uda się pojmać byka maratońskiego, złoży ofiarę Zeusowi. Tezeuszowi powiodło się, ale gdy przyszedł do Hecale z wieścią o tym, zastał ją martwą. Więc na jej cześć zbudował osiedle oraz sanktuarium Zeusa, zwane Zeus Hecaleus. O wydarzeniu tym wspominają Kallimach w poemacie Hecale i Plutarch w Żywocie Tezeusza.


A tu motyl pokrewny do poprzedniego Heliconius elevatus siłą rzeczy również z rodziny Nymphalidae, podrodziny Heliconiinae. Występuje nadbrzeżnych lasach, w dorzeczu Amazonki.


Może się to wydać dziwne, ale to również gatunek motyla Heliconius Heliconius atthis, zwany czasem „fałszywą długoskrzydłą zebrą”. Występuje endemicznie w zachodnim Ekwadorze.

I wreszcie najpospolitszy (podobno) z neotropikalnych motyli Ameryki łacińskiej, Siproeta stelenes, z rodziny Nymphalidae, ale podrodziny Nymphalinae, zwany motylem malichitowym, lub wprost malachitem. Nazwa od minerału, o kolorze jasnozielonym, podobnym do plam na skrzydłach motyla (choć ich kolor zależy od warunków i oświetlenia). Malachit ma skrzydła o rozpiętości od 8,5 do 10 cm, czarne i częściowo jaskrawozielone lub żółtozielone na górnej stronie zaś jasnobrązowe i oliwkowozielone na spodniej. Jego nazwa pochodzi od mineralnego malachitu, który ma kolor podobny do jasnozielonego na skrzydłach motyla. Malachit występuje od Amazonii po Teksas i Florydę. Także na Kubie. Dorosłe osobniki żywią się nektarem kwiatowym, gnijącymi owocami, martwymi zwierzętami i odchodami nietoperzy .


Jeszcze jeden raz Siproeta stelenes, tym razem mniej zlatany.

poprzednie  

  na górę strony
Poprzednie wiadomości rodzinne | Następne wiadomości rodzinne | Powrót do strony rodzinnej | Powrót do strony głównej