Kazek Urbańczyk
Wspomnienia i listy z Holandii

Rozdział poprzedni          Spis treści           Rozdział następny
Powrót do strony głównej
Stopka strony

12. Jan "ewangelizujący"

Ze wspomnień:

Kiedyś w stołówce, gdy jadłem samotnie lancz, przysiadł się do mnie jakiś facet z malutkim gołąbkiem w klapie.

Tu wyjaśnienie: moi koledzy trzymali się razem i miałem wrażenie, że moje towarzystwo jest dla nich kłopotliwe. Wypadałoby im ze mną rozmawiać po angielsku, a każdy z nich, choć mówi znacznie lepiej ode mnie, to jednak udaje że umie jeszcze lepiej i boi się zblamować przed kolegami. Czasem czuję się jakbym był w Moskwie. Każdy chętnie ze mną rozmawia o ile nikt drugi temu się nie przysłuchuje. No chyba, że trzeba z racji służbowych. Tak więc lancze zacząłem jadać samotnie.

Wracając do gołąbka w klapie. Bardzo podobnego gołąbka nosi moja siostra, jako znak wspólnot Odnowy w Duchu Świętym. Więc pomyślałem, że warto o to zapytać. Facet jednak odpowiedział, że nosi go tak sobie. Powiedziałem, że myślałem, że ma on jakieś znaczenie religijne. Na to facet, że owszem ma. Już po tym wstępie widziałem, że nie jest on po linii mej siostry, zapytałem jednak jakiego jest wyznania. On na to: dlaczego ma być zaraz jakiegoś wyznania. On po prostu jest chrześcijaninem i to powinno wystarczyć.

W ten sposób stawiać sprawę może tylko jakiś sekciarz. Ale rozmowa się nawiązuje. Nieraz później jemy razem i wymieniamy wrażenia. Facet ma na imię Jan, a jest tu zamiataczem. Nie musi więc niczego udawać, co do swojej angielszczyzny. A może czuje się pochlebiony, że taki specjalista z doktoratem, jak ja, ma ochotę się z nim zadawać? Tu zdaje się panuje kastowość. Wyciągam w końcu z Jana, że należy do gminy Zielonoświątkowców. Któregoś poniedziałku opowiada mi, że gmina wysłała go na "akcję ewangelizacyjną" do Amsterdamu. Specyficzna była to akcja. Otóż Jan pojechał otwartym samochodem, zaparkował go pod oknami domów publicznych i przez megafon zaczął do ladacznic w witrynach wygłaszać nauki o bożych przykazaniach, a zwłaszcza tym szóstym, oraz co może stać się po śmierci z tymi, co to przykazanie mają za nic. Po jakiejś półtorej godzinie właściciele domów publicznych wezwali policję, by go usunęła, bo psuje im interes.

Ale Jan się tym nie przejmuje. Tak już było któryś raz i zapewne powtórzy się jeszcze nie raz, bo Jan chętnie pojedzie na następną "akcję". A prostytutkom ktoś musi głosić Słowo Boże.

Zamyślam się. Czy wszystkie wybrały swój fach z wolnej i nieprzymuszonej woli? Ile zwabiono podstępem do obcego kraju i pozostawiono bez wyboru, wobec braku pieniędzy, nieznajomości języka i oddalenia od kraju. Niby mają swoje związki zawodowe, które pilnują by nie było nadużyć, praktyka jest jednak inna. A gdyby tak która zechciała uciec i zwróciła się o pomoc do kaznodziei? Nic dziwnego, że szybko wzywa się policję.

Góra strony

Rozdział poprzedni          Spis treści           Rozdział następny
Powrót do strony głównej