Ze wspomnień:
Wybieram się jeszcze raz do Św. Józefa, na niedzielną mszę świętą. Chcę się przy okazji rozejrzeć tam, bo polska msza święta ma być zdaje się w jakiejś kaplicy. Warto to wcześniej wiedzieć, by potem nie błądzić i nie spóźnić się. Msza święta w tym kościele odprawiana jest tradycyjnie, nieomal jak w Polsce. Wydaje się jakby blada, po mszach u B. Piusa X. Ale czy atmosfera skupienia tu nie lepsza?
Gdy po mszy wychodzę z kościoła, zostaję zagadnięty przez miejscowych. Jak przystało na Holendrów, ani w ząb po angielsku. Ja jednak już zdążyłem się z językiem co nieco osłuchać, potrafię wyłapywać słowa pokrewne słowom znanym z innych języków, mimo różnej wymowy czy pisowni i to czasem pozwala mi domyśleć się, o czym jest mowa. Nauczyłem się też paru zwrotów z rozmówek. Rozumiem, że pytają skąd jestem i na jak długo, więc usiłuję wytłumaczyć. Na wieść, że jestem z Polski ożywiają się i jeszcze aktywniej coś tłumaczą. No tak, oczywiście chodzi o to, że przyjeżdża tu ksiądz polski i odprawia mszę po polsku. Dziękuję im i wyjaśniam, że to już wiem. Pełni serdecznych uśmiechów żegnamy się. Przy okazji myślę, że u B. Piusa X pies z kulawą nogą nie zwrócił na mnie uwagi...
Msza w niedzielę wieczór okazała się być rzeczywiście nie w kościele, a w kaplicy, poza kościołem, w obrębie budynku parafialnego, mającego zresztą połączenie z kościołem. Nie miałem najmniejszych trudności z trafieniem. Po pierwsze, przed parafią trafiłem na ludzi mówiących po polsku jak wysiadali z auta. Wystarczyłoby patrzeć, gdzie się udają. Po drugie w drzwiach parafii stał proboszcz i wskazywał dalej drogę.
Trudno mi opisać specyficzną atmosferę tej polskiej mszy. Ksiądz Lewandowski okazał się człowiekiem otwartym, mądrym i sympatycznym. Na własny koszt wydaje dla Polaków w Holandii religijne pisemko.
Na mszy różni emigranci, mieszane małżeństwa i paru sezonowych przybyszów z Polski. Są nie tylko z Alkmaaru, lecz z całej prowincji Północnej Holandii, a nawet z dalsza niektórzy. Do komunii św. przystępują nieliczni. Jak nie w Holandii, jak w kraju.
Po mszy spotkanie towarzyskie przy automatach z kawą. Ale nie w kaplicy, czy kościele, lecz w pomieszczeniach parafialnych. Opowiadam skąd się tu wziąłem i co robię i obserwuję, kto gra tu pierwsze skrzypce. Ale na bliższe znajomości jeszcze za wcześnie. Zresztą będę tu jeszcze tak długo, nie ma pośpiechu...