Kazek Urbańczyk - Strona rodzinna

Wiadomości rodzinne - styczeń-grudzień 2013:

Poprzednie wiadomości rodzinne | Następne wiadomości rodzinne | Powrót do strony rodzinnej | Powrót do strony głównej
na dół strony

Z rodzinnych wydarzeń roku 2013 warto odnotować:

1. Związek małżeński zawarli:

2. Na tamtą stronę odeszli:

3. Prócz tego narodziny:

4. Odbył się w Łańcucie drugi Zjazd rodzinny Sobków

5. Tylko raz wyjechałem służbowo za granicę:

6. Natomiast podróżowaliśmy prywatnie:

7. Ubyło okazji do śpiewania piosenek turystycznych

8. To były (prawie) piękne dni czyli obserwowałem m.in.:

Poza tym nadal pracuję w CHEMKOPie na całym etacie, Bożena pracuje w Sukiennicach na pół etatu,
Michał uzyskał dyplom magistra na Informatyce Stosowanej na Wydziale EAIIB AGH, ale z pracy dla AGH zrezygnował.

Zrobiliśmy też parę niedalekich wycieczek Tu i tam


następne   na górę strony

1. Claire Vassal i Julien Peyron, czyli Klara i Julian, zawarli małżeństwo 6 kwietnia 2013, w merostwie II dzielnicy Paryża.
Klara jest córką Barbary (córki Zbigniewa Tarnowskiego i Wandy Nitsch) oraz Daniela Vassala.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

2.1   25 lutego 2013 zmarła w San Martino, we Włoszech, Kamila Nelly Gorska-Gelmetti, w rodzinie na co dzień zwana Nelitą.
Córka Ludwika Gorskiego i Orli z Nitschów, siostry mojej mamy, 10 lat starsza ode mnie.
Muzykolog z wykształcenia, pracowała w PWM do czasu wyjazdu na stałe do Włoch.
Była osobą żywą, radosną, z dużym poczuciem humoru. Sporo śpiewała. No i trochę wspinała się w Tatrach. Taką ją pamiętam ze spotkań rodzinnych, czy wakacji w Kościelisku. Dopóki mieszkała w Krakowie, relacje mieliśmy bliskie i częste.

Zdjęcie zrobione w czerwcu 1997. Na Salwatorze z moim Michałem.

Z odwiedzin w Zielonkach, lipiec 2002.
Obok siebie stoją córki trzech sióstr Nitschównych: Aliny, Orli i Wandy.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

2.2   10 sierpnia 2013 zmarł w Poznaniu Zbigniew Urbańczyk. Najstarszy z synów Leona Urbańczyka (brata mego ojca) i Ireny z Ganów.
Lubiliśmy się bardzo, choć kontakty mieliśmy dość nieregularne. Podziwialiśmy jego pasję chiropterologiczną uwieńczoną doktoratem, zrobionym w trudnych warunkach, bez wsparcia środowiska naukowego.
Długie lata zmagał się z ciężką chorobą. Przy remisji w ostatnich latach, byliśmy niemal pewni, że wywinął się śmierci. Okazuje się, że pewności mieć nie można nigdy. Wprawdzie nie szpiczak był przyczyną śmierci, ale osłabienie odporności związane z długotrwałym leczeniem miało tu swój wkład.

Miłośnikom fotografii przyrodniczej polecam internetowe strony Zbyszka http://www.flickr.com/photos/zbychur oraz http://zbychur-foto.webs.com/apps/photos/

Żegnaliśmy Zbyszka 16sierpnia, na Cmentarzu Górczyńskim w Poznaniu..

Zostanie w naszej pamięci, jako pogodny, radosny i wesoły,
jak podczas przyjęcia weselnego Kasi i Patryka Faraj w Kobylnikach, październik 2010.

Jak podczas wesela Ewy i Michała w maju 2012.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

2.3   3 grudnia 2013 zmarł Jan Urbańczyk, syn Franciszka (najstarszego z braci mego ojca) i Zofii z Lichoniewiczów. Najstarszy z kuzynów. Póki zdrowie mu dopisywało, bywał na wszelkich spotkaniach rodzinnych. Miał "ciekawe życie". W 1939 roku nie udało mu się przedostać na Zachód do polskiego wojska, schwytało go NKWD pod Worochtą. Wzbudzil litość ukraińskiego enkawudzisty, który doradził mu, jak zachować się i co mówić, aby zostać zwolniony. Gorzej mu powiodło w latach stalinowskich, odsiedział kilka lat za konspirację.

W latach 80. wiele godzin spędziliśmy na rozmowach o astrologii, radiestezji, bioenergetyce itp, rozpatrując ile może za tym się kryć fizykalnej rzeczywistości, a ile przypadku, samooszukiwania się, czy wręcz szarlataństwa.
Zdjęcie obok z marca 1992, na imieninach cioci Józi.

Pogrzeb odbył się 10 grudnia, w Krakowie, na Cmentarzu Salwatorskim.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

4.   Drugi zjazd rodzinny Sobków odbył się w dniach 30 maja w Łańcucie. Nie wszyscy mogli się pojawić, nie wszystkim zależało, były głosy, że rok po roku to za często. Ostatecznie zjechało się 30 zstępnych Zofii i Michała Sobków i współmałżonków. W tej liczbie i Bożena ze mną.

Miejscem Zjazdu była restauracja pensjonatu Pałacyk.

Oba zdjęcia zrobione są podczas wspólnej wieczerzy. Niestety zbyt późno, parę osób, np. wujek Bolek Ciąpała, już musiało wrócić.

Prócz tego cieszyliśmy się, jak zawsze, pięknem parku zamkowego.

Można przeglądać się w oczku wodnym, koło dawnej ujeżdżalni.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.   Do Ankary przyleciałem, aby szkolić nowych użytkowników nasego oprogramowania.

W niedzielę zrobiliśmy sobie spacer po Ankarze, po starej dzielnicy Ulus. Tu pomnik Kemala Paszy Atatürka.

Na jednym ze wzgórz ponad Ulusem wznosi się Hisari-twierdza. Roztacza się z niej daleki widok. Ale może ciekawsze są dzieci, które na dziedzińcu twierdzy grają sobie w piłkę.

Samo szkolenie odbywało się w dzielnicy Bilkent, na peryferiach Ankary. Zakończywszy szkolenie zrobiliśmy sobie niewielki spacer po okolicznych nieuzytkach. Spoglądamy stamtąd w kierunku centrum Ankary, które jednak jest stąd zbyt daleko.

A wśród traw fruwają drobne motylki. Ten tutaj, to chyba samica modraszka lazurka, (Polyommatus cf. thersites).

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

6.1   Na północno-zachodnią Sycylię wybraliśmy się samoczwór, na własną rękę. Pogodę mieliśmy w kratkę, ale i tak uważam nasz wyjazd za coś wspaniałego.

Pierwszego dnia, w niedzielę, pojechaliśmy do Trapani. Byliśmy na Mszy św. w bazylice Maria Snatissima Annunziata. Obok zdjęcie zrobione w parku przed bazyliką.

Spora część Trapani leży na sierpowatym półwyspie, skąd być może pochodzi nazwa miasta. (Drepanon to sierp po grecku). W trakcie spaceru po nabrzeżu spoglądamy na górę San Giuliano, na której stoi zabytkowe Erice.
Niebawem wyjechaliśmy tam kolejką linową i zaczęliśmy zwiedzanie.

Starożytne Erix, na wysokości 700-750 m n.p.m. należało do Elymów, później do Kartaginczyków, po wojnach punickich pod panowaniem rzymskim. Dzieliło losy Sycylii - po Rzymianach - Wandalowie, potem Ostrogoci, odwojowane przez Bizancjum, potem Saracenów i w końcu Normanów. Normanie zmienili nazwę miasta na Monte San Giluliano. W 1934 r. Mussolini przywrócił starożytną nazwę Erice.
Piękne jest Erice, z jego starymi kościołami przy starych uliczkach, ze starymi domami, podwórkami...

Patrzymy z zamkowych murów na północ. Piękny i daleki widok. W lewo od muru, pod czarnymi chmurami, góra Cofano, bedąca rezerwatem.

Zamek w Erice jest "dwuczęściowy". Jeden zamek postawili Saraceni, w XIII w. przebudowal go Pepoli, potomek saksońskiego króla Alfreda, osiedliwszy się na normańskiej Sycylii. Długi czas był siedzibą władz miejskich.
Drugi zamek, tuż obok, wznieśli Normanie na fundamentach dawnej świątyni Wenus Ericina. Na zdjęciu zamek normański. Otaczają go piękne, urwiste zbocza.

Po zwiedzeniu Erice, pojechaliśmy do San Vito lo Capo, gdzie jest najdalej wysunięty na północ punkt Sycylii. Po drodze przystanęliśmy w miejscu widokowym. Urzekające morze i góry. To jest Sycylia.

W poniedziałek przejechaliśmy 150 km, aż do Agrigento.
Miasto założyli greccy koloniści, zwało się pierwotnie Akragas. Ze zmiennym szczęściem broniło się przed Kartagińczykami, by po II Wojnie Punickiej dostać się Rzymianom. Jako Agrigentum przechodziło zmienne koleje. Wandalowie, Goci, Bizancjum, Saraceni, Normanie. Saraceni nazwę miasta przekręcili na Kerkent, Normanowie na Gergunt, a w 1927 roku Mussolinie zmienił ówczesną nazwę Girgenti na Agrigento. Z Akragas pochodził Empedokles, w Girgenti z kolei urodził się laureat literackiego nobla Luigi Pirandello.
Agrigento leży na zboczu górskim. Ulice biegną niemal równolegle, trawersując zbocze. Łączą je na ogół uliczki wąskie, nieraz węższe niż ta na zdjęciu obok.

Miasto stwarza wrażenie dotkniętego kryzysem. Zbiory średniowiecznej rzeźby i malarstwa do XIV w. nieczynne. Brak pieniędzy na remont. Katedra zabytkowa też zamknięta na głucho. Remont przerwany, brak funduszy. Wiele zabytków w stanie fatalnym, a i te co są, nie są stale otwarte dla turystów, brak pieniędzy na personel.
Na szczęście otwarte było Muzeum Diecezjalne. Zawiera parę sarkofagów z czasów rzymskich, parę rzeźb, obraz religijne, piękne stare relikwiarze, ornaty, resztki fresków zdjętych ze ścian katedr.
Nam najwięcej podobały się malowane deski ze starego stropu katedry. Malunki z okresu 1511-1514 przedstawiają postacie ze Starego i Nowego Testamentu, oraz różnych świętych.
Obok, na górnej desce, Judyta ucina głowę Holofernesowi, na dolnej - psy liżą wrzody Hioba.

Przypuszczalnie problem Agrigento ma swe źródło w tym, że u jego podnóża znajduje się Valle dei Templi - Dolina Świątyń i ona pochłania wszystkie fundusze przyznane miastu na zabytki.
Z dawnej świątyni Kastora i Polluksa ostał się czterokolumnowy narożnik z kawałkiem belkowania i architrawu. Reszta runęła podczas któregoś z trzęsień ziemi. Ocalałą część, na szczęście, w XIX w zabezpieczono, wypełniając część ubytków.
W tle widać współczesne Agrigento.

Nalepiej zachowana w Valle dei Templi - Świątynia Konkordii, czyli Zgody. W miarę dobrze zachowała się, bo zamieniono ją w IV w. na kościół chrześcijański i przez wieki o nią dbano. w XVIII w. przywrócono jej dawny wygląd.
Świątnie w Valle dei Templi są w archaicznym stylu doryckim. Kolumny nie mają bazy, kapitele są prostymi "poduszkami", fryz dzielony jest tryglifami...

Nasze postacie pod stopniami świątynnymi pozalają ocenić ogrom świątyni.
Nie udało mi się znaleźć informacji, kiedy utraciła strop.
Z innych świątyń - zachowana jest spora część świątyni Hery, stoi kilka kolumn ze świątyni Hefajstosa, natomiast po świątyni Zeusa zostało tylko rumowisko kamiennych bloków.

Valle dei Templi zajmuje rozległy teren. Porastają go krzewy granatowca, żarnowce, agawy, opuncje no i drzewa. Jakie? posłuchajcie:
Proszę państwa, wiekowe drzewo, przed którym stoimy to oliwka europejska, Olea europaea czyli słynne drzewo oliwne. Dlaczego słynne? Otóż jego owoce, aczkolwiek drobne ale za to liczne, zawierają duże ilości nienasyconych kwasów tłuszczowych, czyli olej roślinny. Można więc z nich otrzymać ten płyn o dużym znaczeniu gospodarczym, który jest także zwany oliwą i znajduje szereg rozlicznych zastosowań. Na bazie oliwy powstawały rozmaite olejki kosmetyczne, których od starożytności używali kochankowie, na bazie oliwy powstawały też oleje rytualne stosowane w obrzędach intronizacji władców czy kapłanów. Olejami do dziś posługują się kościoły chrześcijańskie przy sprawowaniu sakramentów. Oliwa nadaje się również doskonale do celów oświetleniowych. Długi czas mroki wnętrz budynków rozjaśniały lampy oliwne. Jeszcze trzydzieści lat temu, rozmaici „bioenergetycy” twierdzili, że lampa oliwna „ujemnie jonizuje powietrze”, a przez to korzystnie wpływa na zdrowie osób przebywających w jej pobliżu i namawiali, by w mieszkaniach mieć płonące lampy oliwne… Oliwy używano także do uspokajania wzburzonych fal morskich. I co jeszcze powiedzieć w interesującym nas temacie? „Oliwa nieżywa, ale sprawiedliwa”, a to dlatego, że „prawda jak oliwa, zawsze na wierzch wypływa”. No i nie można zapominać o gastronomicznych czyli spożywczych zastosowaniach oliwy – czy to do sałatek, majonezów, sosów winegret (i dziś raz po raz można z mass mediów dowiedzieć się, że dieta bogata w oliwę hamuje rozwój miażdżycy tętnic) – czy też do smażenia, do czego najlepiej się nadaje, jak wiemy wszyscy, oliwa z pierwszego tłoczenia. No i tak, zapomniałbym powiedzieć państwu na koniec, że oliwa stosowana jest także do oliwienia. Oliwić można zawiasy, zamki i różne mechanizmy. Ale ludzie, jak to ludzie, lubią oliwić się od wewnątrz, choć niekoniecznie oliwą z oliwek. W takim oliwieniu podobno celował generał Oliwa. Dziękuję państwu za uwagę, możemy ruszać dalej.

Kolejny dzień poświęciliśmy na zwiedzanie Palermo. Założone w starożytności przez Fenicjan, zwało się Panormos, co znaczyło port. Saraceni uczynili je stolicą emiratu. Rywalizowało z Kordobą i Kairem. Potem zostało stolicą normańskiej Sycylii. Po czasach normańskich pozostało wiele zabytków, głównie kościołów. Ucierpiało od bombardowań w 1943 r.
Kościół La Magione (obok) odbudowano po 1943 w oryginalnym kształcie normańskim. Warto przy okazji zauważyć, że w latach 1197-1492 kościół ten był siedzibą Zakonu Krzyżackiego.

A tutaj Palazzo dei Normani widziany od podnóża. Budowę rozpoczął emir Palermo w IX w. na fenickich fundamentach. Saraceński zamek Normanowie przebudowali w XI-XII w. na siedzibę królewską. Powstał rozległy kompleks połączonych ze sobą budynków. Dziś Królewski pałac czyli Normański pałac jest siedzibą Sycylijskiego Zgromadzenia Narodowego. Zwiedzać można go w weekendy, gdy Zgromadzenie nie obraduje.

Król Roger II w 1132 r. urządził w Pałacu Normańskim kaplicę, którą stopniowo przyozdobiono mozaikami w grecko-bizantyjskim stylu. Nawet, gdyby zobaczyć tylko Kaplicę Pałacową w Palermo i nic poza tym, warto tu przyjechać.
Obok fragment sanktuarium, mozaiki poniżej kopuły po stronie południowej, przypuszczalnie z 1140 r.

Fragment mozaik z południowej ściany nawy (1160-70). U góry Duch Pański unosi się nad wodami, poniżej potop i arka Noego, z gołębicą przynoszącą gałązkę oliwną, kruk szarpie zwłoki topielca itd. Niżej widać fragment stropu nawy południowej.

Mozaiki z południowej ściany nawy głównej - szósty dzień stwarzania świata. W idać zwierzęta lądowe oraz Adama, otrzymującego tchnienie życia.
Charakterystyczne, że Bóg Ojciec ma tu postać Chrystusa. Wynika to z teologii ikon. Stary Testament zakazywał przedstawiania Boga. Ale Św. Paweł stwierdził, że Jezus Chrystus jest obrazem Boga niewidzialnego. Dlatego od tej pory, jeśliby ktoś chciał przedstawić Boga, może posłużyć się Jego Obrazem, postacią Chrystusa.

Góra filara dzielącego nawy i fragmenty stropu nawy południowej.

Długo podziwialiśmy Kaplicę Pałacową. Aż Bożena przysiadła na posadzce z wniebowziętą miną.
Cerber pilnujący turystów wzruszył się, rozpiął sznury zagradzające krzesła w nawie i powiedział, że możemy tam wejść i sobie siąść. Nie musimy podziwiać mozaik siedząc na podłodze.

Pogoda w Palermo była ponura, chwilami mżyło. W powrotnej drodze przejeżdżaliśmy mżawki i okna w chmurach, z chwilą słońca. Zdjęcie obok zrobione w powrotnej drodze z Palermo.

Widok Castellomare del Golfo. Strażnica pilnuąca wejścia do portu.

Marsala - nazwa miasta pochodzenia arabskiego, być może Marsa al-Allah - zatoka Allaha? Dawniej zwało się Lilybaion/Lilybaeum. Tu z kolei jest najdalej na zachód wysunięty punkt Sycylii. Sławę swą zawdzięcza Garibaldiemu, który tu lądował w 1860 roku, a także winom, noszącym nazwę miasta.
Jest tu parę barokowych kościołów, jest kolekcja arrasów (pikuś przy naszych, wawelskich). I oczywiście miłe, urocze, stare uliczki, jak niemal w każdym sycylijskim miasteczku.
Na zdjęciu obok - figowiec, jakich wiele rośnie na dziedzińczykach Marsali.

Z Marsali udaliśmy się do Segesty. Wznosiła się ona na Monte Barbaro. Starożytni mieszkańcy miasta byli uważani za potomków uciekinierów trojańskich. Dzięki temu, Rzymianie obeszli się z nim łagodnie, wybaczając sojusz z Kartaginą, czy też z Pyrrusem, królem Epiru (tym od zwycięstw pyrrusowych). Gdy cała Sycylia znalazła się pod Rzymem, ustało niebezpieczeństwo wojen sąsiedzkich. Warowne położenie Segesty nie miało znaczenia i ludność się przeniosła do Castellomare del Golfo. Wpół opustoszałe miasto zburzyli Wandalowie. Ocalał jedynie amfiteatr i świątynia.

Panorama amfiteatru w Segeście.

Dzięki Bożenie, która przysiadła na ławach amfiteatru, można ocenić jego wielkość.

Świątynia w Segeście, też w stylu doryckim, dobrze się trzyma, ale pewnie dzięki temu, że architraw wzmocniono stalowymi klamrami.
Przypuszcza się, że świątynia została w stanie nieukończonym. Fryz i tympanon wygladają, jakby zawsze były puste, kolumny nie mają żłobkowania. Zapewne dach nie był na niej nigdy położony.

Wielkość kolumn mozna ocenić (na zdjęciu) jedynie (niestety) po chwastach porastających podnóże.

Gdy wyruszaliśmy do świątyni, rozpętała się stupierońska ulewa. Teraz przeminęła, wyjrzało słońce.

Monreale nie ma starożytnych początków. Powstało w średniowieczu trochę przez przypadek. Po zajęciu Palermo przez Arabów, musiał je opuścić biskup Palermo. Osiadł we wiosce na zboczu Monte Caputo, 15 km na SW od miasta. Zbudował skromną tymczasową katedrę. Gdy Normianie zawojowali Sycylię, nie chcieli mieć silnego biskupa w Palermo i zdecydowali, by owa wioska pozostała metropolią. Otrzymała ona później nazwę Monreale.
Ale w państwie chrześcijańskim metropolia musiała mieć odpowiednio okazałą katedrę. I król Wilhelm II w 1072 roku rozpoczął budowę najokazalszej z normańskich katedr na Sycylii (102 m x 40 m, wysoka na 32 m).

Wnętrze katedry w Monreale pokryte jest mozaikami. Być może są one piękniejsze niż w Palermo, z pewnością wierniej zachowane. Ale rozmiary katedry sprawiają, że nie robią takiego wrażenia, jak tamte. Są zbyt odległe, gorzej oświetlone, brak nastroju.

Fragment pięknego stropu nawy bocznej.

Przy katedrze mieści się muzeum metropolitalne. W nim zachwyciła nas m.in niewielka płaskorzeźba w terakocie - Madonna z Dzieciątkiem, dzieło Andrea della Robbia, z XV w. Pochodzi z opactwa Santa Maria del Bosco w Calatamauro.

Do katedry w Monreale przylegał klasztor benedyktyński. Pozostał po nim piękny wirydarz arkadowy w stylu mauretańskim. Obok katedra widziana z tego wirydarza.

Wirydarz jest rozległy, jego bok ma 47 m, otoczony jest łukami, po 26 łuków na każdy bok, łuki wspierają się na parach kolumn. W jednym z narożników umieszczono studzieniec, otoczony dodatkowo trzema łukami.

Pośrodku studzieńca, na bazie kolumnowej spoczywa misa fontanny, z niej wyrasta kolumna zwieńczona kulą, z której ścieka woda.

Każda z 228 kolumn ma odmienne, niepowtarzalne zdobienie. W kapitelach można znaleźć sceny biblijne, nowotestamentalne, z żywotów świętych, ale też z mitów grackich, a nawet z Koranu!

Kolumny wirydarza urzekły nas bardziej, niż mozaiki w katedrze.

W wirydarzu rośnie karłatka niska (Chamaerops humilis) jedyny gatunek palmy mający naturalne stanowiska w Europie.

Z Monreale pojechaliśmy do Cefalù. Miasto powstało stopniowo wokół greckiej warowni z V w. Na dobre zaczęło się rozwijać w czasach Normanów. Król Roger II ufundował tu katedrę (1131 r.) Zachował się dawny układ uliczek miasta. Turystom reklamuje się stłoczoną przy nabrzeżu dzielnicę rybacką oraz długą plażę z czystym paskiem, jako najpiękniejszą na północnym wybrzeżu.

Jak wszystkie katedry z tamtych czasów, katedra w Cefalù łączy w sobie elementy stylu romańskiego, mauretańskiego i normańskiego.

I w Cefalù jest przy katedrze wirydarz, ale tylko na nielicznych kolumnach zachowało się zdobienie.

Już pod wieczór, na owej najpiękniejszej plaży w Cefalù.

Sycylia to nie tylko cudowne zabytki, urokliwe uliczki miast i miasteczek, to także piękna przyroda. Guidaloca, gdzie mieliśmy „bazę” należy do gminy Scopello. A zaraz dalej, między Scopello i San Vito lo Capo leży Riserva della Zingado. Położony jest na łańcuchu monumentalnych wzgórz wyrastających z morza. Najwyższe z nich to Monte Speziale, 913 m.
Ne ścieżce biegnącej wzdłuż wybrzeża, powyżej skalistych urwisk.

W Riserva della Zingado.

Poniżej nas skały i morze. Cudownych barw i cudownej faktury.

Falista linia wybrzeża. Między skalistymi cyplami kryją się niewielkie plaże.

Na jednej z takich plaż, w zatoczce o nazwie Cala Capreria, panie postanowiły wykąpać się w morzu.

Wejście do Riserva della Zingado prowadzi przez tunel.

We wiosce Scopello. Powozik do wynajęcia przez turystów.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

6.2   Tak samo udany był lipcowy wyjazd do Rumunii.
Celem naszego wyjazdu było Sibiu, czyli dla Polaków - Sybin, dla Niemców - Hermannstadt, dla Węgrów - Nagyszeben. Wielość nazw jest typowa dla Siedmiogrodu. Bożena odkryła, że w Muzeum Brukenthala, w Sybinie znajduje się tzw. Portret złotnika pędzla Van Eycka. Musimy go zobaczyć.

W drodze przez Słowację zatrzymaliśmy się w Koszycach.
Obok katedra św. Elżbiety i kaplica św. Michała.

Koszyce - ul. Hlavna i teatr pośrodku niej.

To już Rumunia. Warowny kościół w Aiud.

Piaţa Mare, czyli Wielki Rynek w Sybinie.

Okno w Sybinie.

Uliczka za Wieżą Schodów.

Portret Złotnika był zaskakująco małych rozmiarów. I był za szybą. Ale panie były usatysfakcjonowane.

Sybin, Pasajul Scălirol.

Przejechaliśmy przez góry Trasą Fogaraską. Przekracza ona Góry Fogaraskie tunelem o długości 884 m (najdłuższy w Rumunii), na wysokości 2042 m n.p.m.
Powyżej serpentyny wiodące pod tunel od strony północnej doliną Bâlea.

A tu serpentyny po stronie południowej, do doliny Valea Fundul Caprei.

Dwie Bożeny na tle Masywu Museteica Riosul.

Odwiedziliśmy też Bran - Zamek Drakuli. Wprawdzie była to siedziba jedynie powieściowego i filmowego Drakuli, zaś Vlad Palovnik, jego historyczny odpowiednik jedynie przeciągał z wojskiem w pobliżu, nigdy zaś nie mieszkał w nim, ale turystom mówi się: oto zamek Drakuli.

Wnętrza zamkowe są urocze. Był on siedzibą rumuńskiej królowej Marii, żony Ferdynanda I.

Rzut oka przez okno na dziedziniec zamkowy.

Na ganku górnego piętra zamkowego.

Poza tym stanęliśmy w Sebeş, by zwiedzić ewangelicki kościół z XIII-XV w.

W Smižanach, przedmieściu Spiskiej Nowej Wsi.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

6.3   Bożena w październiku, podczas wycieczki autokarowej była kolejno w Luksemburgu, trzech zamkach nad Loarą i na końcu w Paryżu.

To Luksemburg - przykład dobrej współczesnej architektury.

A to fragment fortyfikacji w Luksemburgu.

I jeszcze z Luksemburga - Place d'Armes.

XVI-wieczny zamek w Chambord jest największym z zamków nad Loarą.

Jedno z zamkowych wnętrz w Chambord.

Podczas zwiedzania Chambord pogoda była pod psem.

Fosa w ogrodach zamku Chenonceaux.

Fragment tapicerii pokrwającej ściany w zamku Chenonceaux.

Fragment wnętrz zamkowych.

Chenonceaux zwane jest "Château des Dames" - Zamkiem Dam. Może to popiersie jednej z właścicielek?

A to już Amboise.

Jedna z piwnic win w Amboise. Od 600 lat jest w rękach tej samej rodziny. Firma nosi nazwę Ploce&Fils.

Tu już ogrody Tuileries w Paryżu

W Centrum Pompidou.

W Centrum Pompidou z Paryżem w tle.

Widok spod pałacu wersalskiego na ogrody.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

7.   Kolejny rok Nocnemu Złazowi na Leskowiec towarzyszyła piękna pogoda. Część uczestników zjechała do Ponikwi już w piątek, 18 października na wieczorne śpiewy przy ognisku. Zastała nas tam smutna wiadomość: w przeddzień, w wieku 93 lat zmarła Atessa Rudel, córka Emila Zegadłowicza, każdego roku spotykająca się z nami w Gorzeniu, przy Dworku-Muzeum poety, w sobotnie popołudnie, zanim wyruszymy na Leskowiec. Z kilkoma złazowiczami pojechaliśmy w sobotę rano do Wadowic, by wziąć udział w pogrzebie. Wieczorem, w kaplicy dworku poety, ks. prof. Jelonek odprawił Mszę św. w intencji zmarłej.

Zimno jest, gdy po zmroku wyruszamy na Leskowiec. Koło 5°C. Ale im wyżej tym było cieplej.

Pierwszy odcinek to droga przez Ponikiew. Chwilami zrywał się silny wiatr. Strącał liście z drzew, łamał słabsze gałęzie.

A tu już śpiewamy przy ognisku, na Królewiźnie. I tu nam wiatr od czasu do czasu przeszkadza, miotając iskry i dym to w tę, to inną stronę.

Gdy świta, na horyzoncie można dostrzec Tatry. Kieżmarski, Łomnica, Lodowy.

Już wschodzi słońce, różowieją obłoki na wschodzie, robi się zupełnie jasno.

Las w takim oświetleniu można zobaczyć tylko o wschodzie słońca.

Piękne są lasy Beskidu Małego jesienią. Tu las na Smużce.

A tu las pod Gancarzem. Wiatr postrącał większość liści z buków. Teraz ziemię zalega dywan świeżo opadłych liści.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony
8.1   Co roku odbywa się w Zielonkach Powiatowy Przegląd Grup Kolędniczych.
Największym zainteresowaniem cieszą się występy "Herodów" - grup odgrywających wydarzenia na dworze króla Heroda, gdy w Betlejem narodził się Syn Boży. Repertuar "Herodów" jest ściśle określony, ale każda grupa próbuje swój występ jakoś urozmaicić i wyróżnić.

Fragment pochodu kolędniczego spod Urzędu Gminy Zielonki do Centrum Integracji Społecznej.
Żyd coś perswaduje królowi Herodowi (z Trojanowic)

Inny fragment pochodu kolędniczego spod Urzędu Gminy Zielonki do Centrum Integracji Społecznej.
Herody z Zielonek i Owczar.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony
8.2   Pucheroki to tradycja gminy Zielonki. W Niedzielę Palmową dzieci przebrane obchodzą zagrody i wygłaszają specyficzne oracje przymawiając się o datki. W naturze (tradycyjnie jaja, jabłka, ser, mniej tradycyjnie słodycze) oraz w monecie.

Nazwa zwyczaju pochodzi z łacińskiego "puer" (chłopiec) poprzez pucher, puchery do pucherokow.
Podobno zwyczaj ten wywodzi się z dawnych kwest żaków krakowskich, którzy chodzili po prośbie nie tylko po mieście Krakowie, ale i po wsiach okolicznych. Gdy żakom zakazano chodzenia "na pueri" (rok 1870), za żaków zaczęli przebierać się wiejscy chłopcy.
Obecnie wzorcowy ubiór pucheroka to przede wszystkim wysoka stożkowa czapa, zdobiona obficie frędzlami z kolorowej bibuły. Prócz tego kożuch futrem na wierzch, przepasany powrósłem ze słomy. W lewej ręce koszyk do zbierania datków, wyłożony sieczką, w prawej kij opleciony kolorową bibułą, zakończony drewnianym młotem do uderzania w ziemię podczas wygłaszania oracji.
Nie wszyscy mają jednak możliwości zaopatrzyć się we wszystkie powyższe atrybuty, więc bywa różnie, jak to zobaczycie na zdjęciach.

Ostatnimi laty, co roku Centrum Kultury, Promocji i Rekreacji w Zielonkach oraz sołectwo Bibice organizują w Niedzielę Palmową Gminny Przegląd Pucheroków.

Pucheroki w Bibicach.

A jo pucherocek wylozem na pniocek,
Z pniocka do dołecka, zabiłem robocka,
A z tego robocka - baran i owiecka,
A z tego barana - mleko i śmietana,
A z tej śmietany - kościół murowany,
A z tego kościoła jest piękna skoła.
A z tej skoły -
W lecie nauczyciel goły.
Popatrzcie się na mnie, bo jestem nieduzy,
Każda gospodyni sera do kosycka włozy.
Mówię ja wam, mówię cieniutkim głosikiem
I mnie pocęstujcie jajkiem i grosikiem.
Bo nadchodzą święta, pucheroki w biedzie,
Uczę się ja dobrze, a źle mi sie wiedzie.
A stukam tu laską, kosyckiem wywijom,
Jak mi nic nie docie, to was powybijom.

Końcówka pucherockiego kija-młotka.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony
9   Tu i tam:
Z uwagi na rozmiary poprzednich części, ograniczę się do czterech zdjęć.

Skała Rękawica w Ojcowskiej Dolinie.

Na lawendowych polach w Krępie, koło Miechowa

W parku zamkowym w Pszczynie.

Pszczoła szuka pyłku w kwiecie powojnika.

poprzednie   na dół strony

  na górę strony
Poprzednie wiadomości rodzinne | Następne wiadomości rodzinne | Powrót do strony rodzinnej | Powrót do strony głównej