Kazek Urbańczyk
Wspomnienia i listy z Holandii

Rozdział poprzedni          Spis treści           Rozdział następny
Powrót do strony głównej
Stopka strony

27. Ostatnie dni

Ze wspomnień:

Wyjazd się zbliża i powrót do Polski. Na gwałt kończę swoje sprawy zawodowe, pisanie listów idzie w kąt. Zresztą już pisać nie ma potrzeby. Niebawem wszystko opowiem osobiście. Na przykład:

Jak zakończyła się sprawa kardynała Simonisa? Sąd oddalił skargę homoseksualistów, twierdząc, że zaskarżone zdania nie naruszają konstytucji, o ile się ich nie bierze wyjętych z kontekstu. Wyrażając swe poparcie dla katolików, którzy nie chcą wynajmować pokoju homoseksualistom, kardynał nie podżegał słuchaczy do złego, a jedynie głosił doktrynę katolicką, do czego daje mu prawo inny artykuł konstytucji. Innymi słowy, nie można mu brać za złe owych zdań, skoro ich wygłaszanie należy do jego zawodu.

Kardynał zresztą nie raczył się w sądzie pojawić, a jedynie w wywiadzie oznajmił, że przykro mu, jeśli się ktokolwiek poczuł skrzywdzony, jedyne o co mu chodziło, to wyjaśnienie czego naucza Kościół Katolicki.

Jeszcze prościej druga sprawa się zakończyła. Otóż sąd stwierdził, że owa cała Narodowa Interdyscyplinarna Rada Feministek jest organizacją świeżo powstałą i to specjalnie w celu wytoczenia tej sprawy. Nie ma zatem osobowości prawnej do działań sądowych. I sprawę oddalił.

Będę opowiadał o spotkaniu z parą młodych działaczy kościelnych. On wyznał, że dla niego Kościół, to przede wszystkim instytucja czyniąca dobro ludziom, funkcjonująca najlepiej ze znanych mu. I że czuje się zobowiązany do aktywnego włączenia się w tę działalność i wspierania jej. Oczywiście należy ubolewać, że w Kościele tyle rzeczy jest przestarzałych, zupełnie nie biorących pod uwagę dominujących poglądów i opinii. Kościół mógłby funkcjonować jeszcze lepiej.

Tak byłem zaskoczony, że nie protestowałem. Dopiero po pożegnaniu jakby coś we mnie eksplodowało. Takie traktowanie Kościoła to prawie ateizm. Kościół jest jednak czymś więcej, niż organizacją świadczącą dobro (doczesne). Bez brania pod uwagę jego strony nadprzyrodzonej nie ma się pojęcia o niczym. Owszem, Kościół troszczy się o doczesne dobro ludzi, ale nie to jest jego celem pierwszoplanowym. Nasza ojczyzna jest w niebie... Nie liczą się nasze poglądy, ale wola Boga.

Prawda jest rzeczą obiektywną. Nie możemy ustalać np. wartości stałej grawitacji poprzez demokratyczne głosowanie, czy daty bitwy pod Grunwaldem, nie mówiąc o wyniku działania dwa plus dwa. Podobnie prawd wiary, czy wartości moralnych nie da się ustalać demokratycznie. Rozstrzyga o tym autorytet tego, który jest bliżej prawdy, który prawdę lepiej poznał.

Ciągła konfrontacja z protestantyzmem, a może wpływy religii wschodu, na który Holendrzy się tak snobują, w połączeniu z brakiem duchowości doprowadziła do rozpowszechnienia się mentalności odrzucającej obiektywny autorytet. Prawda ma różne oblicza. Wszystkie religie mają rację. Należy odrzucić wszelkie -izmy i wszelkie dogmaty. Czyli można wierzyć tak, albo na opak i co to szkodzi. W Holandii rozpowszechniło się to na tyle, że już wielu duchownych te poglądy podziela. Wreszcie jestem w stanie zrozumieć, że można oburzać się na biskupa, który nie chce do seminarium duchownego przyjmować niewierzących.

Te seminaria to jedyne zmartwienie naszych przyjaciół. Nie ma powołań. Chyba żeby właśnie przyjmować wszystkich - wierzących, niewierzących, żonatych, homoseksualistów, kobiety... Bo inaczej Holendrzy dostaną księży konserwatywnych. Biskup Gijsen, ten którego papież pewnie najchętniej by widział na czele Kościoła, ale się nie ośmielił, ten okropny konserwatysta, który z tymi wszystkimi poglądami się nie godzi, który twierdzi, że Holendrzy to już nie chrześcijanie, otóż w jego diecezji seminaria są pełne. I mając tylu księży, będzie ich przekazywał pozostałym diecezjom. I co się stanie?

Nie mam czasu już wywiedzieć się jak funkcjonują w Holandii Rady Parafialne. Słyszę jedynie, że ludzie chętnie się angażują w działalność parafii. I zresztą spora część życia towarzyskiego ogniskuje się wokół parafii. W ramach polskiego duszpasterstwa, utworzono niedawno Radę Parafialną dla prowincji Południowa Holandia. Powołana została zdaje się głównie w celu pertraktacji z parafiami holenderskimi w Rotterdamie, które życzyły sobie sporych sum, za użyczanie kościoła Polakom na msze święte. Ustalono szczegółowo ile koniec końców będzie się płacić i co za to się należy (np. na ile minut użyczają zakrystii). Brzmi to dla mnie kuriozalnie, ale z drugiej strony wiem, że parafie mają kłopoty finansowe. Jak wspominałem, niektórych nie stać na utrzymanie kościołów. U B. Piusa X powieszono któregoś dnia, na bocznej ścianie, podziałkę ze skalą liczbową. I po jednej stronie zaznaczono potrzeby, po drugiej uzbierane pieniądze (mniej). Była ona aktualizowana co tydzień i stopniowo zdaje się doszło do wyrównania. Parafia św. Józefa nie ma chyba takich problemów. O ile wiem, nic nie bierze za użyczanie nam kaplicy na mszę świętą i później pomieszczeń parafialnych na kawę. Teraz jednak mają polskiego diakona, którego obecność przyciąga Polaków na parafialne msze św. i też Polacy dają na tace, jak wszyscy.

Góra strony

Rozdział poprzedni          Spis treści           Rozdział następny
Powrót do strony głównej