Ze wspomnień:
Ksiądz Lewandowski zawsze przed mszą św. w Alkmaarze słuchał spowiedzi. I zawsze czasu na te spowiedzi miał zbyt mało. Już ma się zacząć msza święta, wszyscy czekają, a tu on spowiada. Zaczynają patrzeć, czyje to grzechy tak go absorbują. Tu ludzie już przywykli do punktualności. Gdybym ja miał jeszcze zawracać mu głowę swoimi grzechami - czułbym się jakbym popełnił gruby nietakt. U Św. Józefa niestety mówią raczej po francusku. Francuski znam dostatecznie by zakupy zrobić w Paryżu, ale nie by mówić o grzechach. Pamiętam, ile nieporozumień lub śmiechu wywołały różne moje pomyłki, gdy przed laty byłem w Taizé, dlatego zresztą gdy się tylko dało używałem angielskiego. Może zna angielski proboszcz B. Piusa X, ale musiałbym to specjalnie organizować i nie wiem, czy w tej parafii mają właściwy stosunek do spowiedzi. Zresztą i moje osądy tej parafii, swoista mieszanina zachwytu z oburzeniem, relacje wypowiadane z przekąsem też stanowią materiał do konfesjonału. Na szczęście idąc kiedyś w Amsterdamie Kalverstraatem, zobaczyłem na drzwiach któregoś z kościołów ogłoszenie, że tu słuchają spowiedzi po włosku, francusku, niemiecku, angielsku.
Sprawdziwszy uprzednio godziny, udałem się tam któregoś wieczoru. Księdza znającego angielski akurat nie było, tylko zakonnica, która zdaje się dopiero go ściągnęła, gdy się zacząłem dopytywać.
Wysłuchał moich grzechów, a co do kościoła w Holandii zgodziliśmy się, że nie jest właściwe ocenianie metod pracy duszpasterskiej na mój sposób. Za parę lat poznamy po owocach, kto lepiej służy Panu Bogu.