Kazek Urbańczyk
Wspomnienia i listy z Holandii

Rozdział poprzedni       Spis treści           Rozdział następny
Powrót do strony głównej

Stopka strony

2. Pierwsza niedziela

Ze wspomnień:

Kiedy jednak w pierwszą sobotę alkmaarską wyruszyłem na jego poszukiwanie, poczułem się nie-swojo. Na perspektywicznym planiku miasta, jaki dostrzegłem w szpargałach po poprzedniku, widać było sylwetki kościołów. Odszukanie ich nie było trudne. Cóż, kiedy wszystkie zamknięte na głucho, a z ogłoszeń przykościelnych wszystko wskazuje, że to protestanckie. Nie mogłem znaleźć kościoła, po którym spodziewałem się najwięcej. Zniknął. Po poszukiwaniach doszedłem do wniosku, że to chyba tu, gdzie plac budowy. Faktycznie, na jego skraju sterczy ułomek gruzów, z jakby kościelną wieżyczką. Czyżby pożar go zniszczył lub jakaś inna katastrofa? Później się dowiedziałem, że parafii nie było stać na jego utrzymanie, więc sprzedała go na rozbiórkę. Na jego miejscu stanął luksusowy dom towarowy. A parafia w mniej reprezentacyjnym miejscu zbudowała sobie coś skromniejszego.

Widzę z daleka krzyże na niektórych okazałych gmachach, cóż, kiedy okazują się one gmachami publicznymi, bez związku z kościołem. Nic dziwnego, że zaczynam się czuć nieco zdezorientowany.

Znalazłem wreszcie omal na końcu miasta kościół katolicki, nawet otwarty, z uwagi na sprzątanie. Sprawdziłem, kiedy msza i odszedłem.

Dodam, że w pracy, jak tylko przyjechałem, wręczono mi ulotkę, z której dowiedziałem się, gdzie na moim osiedlu są podstawowe sklepy, jakie są "handlowe" godziny w poszczególne dni tygodnia, gdzie i kiedy otwarta jest najbliższa apteka, a kiedy poczta, gdzie są biblioteki i ośrodki kulturalne itd. itp. Nie było jednak nic na tematy kościelne. A przydały by się adresy kościołów, duszpasterstw, godziny nabożeństw katolickich, protestanckich. Ale jak dowiedziałem się później, nikt nie widzi takiej potrzeby, bo to wszystko podaje gazeta lokalna, którą każdy dostaje bezpłatnie do skrzynki listowej. A że to po holendersku, że nie od razu dostanie - jakoś nikt o tym nie pomyślał.

W niedzielę wyszedłem odpowiednio wcześnie, ale idę inną, krótszą drogą. Przechodząc pod torami kolejowymi słyszę bliskie dzwony. Jakiś pobliski kościół, może właśnie msza się zacznie, ale gdzie on? Gdy dochodzę do głównego kanału, otaczającego stare miasto, widzę po lewej mało rzucający się w oczy kościół. Decyduję się wejść, w razie czego jeszcze zdążę do dalszego. Wygląda, że msza właśnie się zaczęła, ale czy katolicka? A może starokatolicka? Słyszę śpiew gregoriańskiego Kyrie eleison, ale na wszelki wypadek biorę modlitewnik, ze stosu na stoliku koło wejścia. Odszukuję teksty modlitw eucharystycznych. Wprawdzie są po holendersku, ale widać, że we właściwym miejscu wspominają papieża. Mogę więc być spokojny. Zostaję. Do tamtego dalekiego kościoła już nigdy nie doszedłem.

Po mszy część ludzi przechodzi gdzieś w głąb, do pomieszczeń parafialnych, część gromadzi się przed kościołem. Z tablicy ogłoszeń parafialnych, które dopiero teraz oglądam, dowiaduję się, że jest to parafia Św. Józefa. Są tam zapisy na pielgrzymkę do Lourdes i na pielgrzymkę do Częstochowy. Tyle, mimo nieznajomości holenderskiego, mogę wyrozumieć, ale nic więcej.

Okazało się jednak w następnym tygodniu, że mam jeszcze bliżej inny kościół, w inną stronę, niemal na następnej ulicy. Odkrywam go przy okazji pójścia do pobliskiego centrum handlowego i powrotu "inną drogą". W okolicy, gdzie mam dostać nowe mieszkanie służbowe (to co mam teraz, jest zdaniem gospodarzy zbyt małe!), zauważam budynek wyraźnie odbiegający stylem od otoczenia, które stanowią czteropiętrowe bloki oraz segmentowe domki z ogródkami. Cóż może mieć taką dziwną architekturę? Kościół? Faktycznie, na wielkiej ścianie frontowej jest krzyż i napis:
R.-K. Kerk B. Pius X.
Tu więc będę chodził na msze.

Msze święte idą też każdej niedzieli w telewizji państwowej. Zaobserwowałem dzięki temu, że przyjęte jest tu, by modlitwę eucharystyczną recytował ksiądz na zmianę z wiernymi. W trakcie formuły przeistoczenia, przy słowach ...błogosławił, łamał... ksiądz przełamuje hostię. Ten ostatni zwyczaj stosują zresztą niektórzy księża i w Polsce.

Góra strony

Rozdział poprzedni          Spis treści       Rozdział następny
Powrót do strony głównej