Kazek Urbańczyk
Wspomnienia i listy z Holandii

Rozdział poprzedni          Spis treści           Rozdział następny
Powrót do strony głównej

Stopka strony

16. Zbieram w całość uwagi o Kościele

Okazuje się, że mój opis mszy świętej w dzień Świętego Franciszka z Asyżu, w której uczestniczyłem, poszedł szerzej między ludzi, którzy z kolei zainteresowali się specyfiką kościoła katolickiego w Holandii. Zbieram więc fragmenty różnych listów w jedną całość. I uzupełniam o nowe obserwacje ostatnich tygodni:

Z listów:

koniec listopada 1986

Nie bez obaw piszę o kościele katolickim w Holandii. Moje spostrzeżenia mogą być nietrafne a i krzywdzące. Nie znam języka, nie rozmawiam ani z księżmi, ani wiernymi, nie wiem jak oni patrzą na Kościół, co myślą, co czują, co przeżywają.

Moje wiadomości to obserwacje z kościołów, rozmowy z osiadłymi tu Polakami, z kolegami częściej przyjeżdżającymi do Holandii, ciut z Holendrami innych wyznań. Nieco informacji z telewizji i gazetki redagowanej po angielsku dla studentów cudzoziemskich. O wiele tego za mało.

Na duży plus należy Holendrom zapisać łatwość dzielenia się. Mimo, że stopa życiowa jest tu niższa niż w RFN czy Francji (a może właśnie dlatego, że jest niższa), gdy przyjdzie akcja pomocy np. Etiopii, zbierają większe fundusze niż Francuzi czy Niemcy, i to w czasie krótszym. A w końcu Holandia to kraik nieduży. Wysyłają także do Polski transporty z darami (zdaje się leki i żywność). Wysyłają także indywidualne paczki na adresy, które skądeś dostają. Widziałem w kościele ogłoszenie o wysyłce darów i wiem, że z parafii Św. Józefa w Alkmaarze taki transport wyszedł w czerwcu tego roku.

To na plus, nie tylko katolikom, ale zdaje się w ogóle Holendrom. Wydaje mi się, że jak na ilość kolorowych imigrantów, wyjątkowo mało jest tu konfliktów na tle narodowym, czy rasowym. Holendrzy wprawdzie twierdzą inaczej, że taka sielanka to tylko chwilowo, bo jest akurat lepsza koniunktura, ale we Francji czy Anglii w ciągu tygodnia więcej wysłuchałem narzekań na kolorowych, niż w Holandii przez pół roku.

W kościele Holenderskim, szczególnie Polaków, razi bezceremonialny stosunek do świętości. Być może to wpływ protestantów. Zresztą i w Polsce pod tym względem wiele się zmieniło za mojej pamięci.

Kiedyś, gdy byłem dzieckiem, każdą napotkaną osobę duchowną pozdrawiało się "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". Dziś wywołałoby to w wielu przypadkach zaskoczenie duchownej osoby. Kiedyś, gdy ksiądz szedł z komunią św. do chorego - biegł przodem ministrant dzwoniąc, a ludzie na ulicy przyklękali. Gdzie te czasy.

Tu wszystko posunęło się jeszcze dalej. W kościele jest tabernakulum. Ale najczęściej w bocznej kaplicy, prawie nigdy nie otwierane. Po mszy świętej nierozdane komunikanty (konsekrowane!) zsypują na tackę i wynoszą do zakrystii. W niektórych parafiach komunia św. stale jest rozdawana pod dwiema postaciami. Przystępujący biorą do ręki komunikant i maczają w kielichu. Robią to rozmaicie, nieraz nieuważnie. Jeden chlapnie, drugiemu kapnie - kto by się tym przejmował... Czy w tym bezceremonialnym stosunku nie powinna istnieć jakaś granica?

Nikt w kościele nie przyklęka. Bywają parafie, że i podczas mszy św. nikt nie przyklęka. Wierni wstają jedynie na ewangelię i przeistoczenie, poza tym siedzą "porozwalani". Ale i w takiej parafii spotkać można starsze panie, które przyklękną w bocznej kaplicy z tabernakulum na chwilę modlitwy. Są jednak także parafie, gdzie podczas mszy świętej ludzie klęczą jak w Polsce. Nie ma reguły.

Kolejna rzucająca się w oczy różnica, to pozamykane kościoły. Kościół normalnie jest zamknięty. Otwiera się go tylko na sobotnio-niedzielną mszę świętą. W parafiach w Alkmaarze w niedzielę bywa jedna, najwyżej dwie msze święte. W tygodniu msze odprawiane są w bocznej kaplicy, przy czym, gdy w parafii jest tylko jeden ksiądz - to co drugi dzień. Nie ma żadnych nabożeństw majowych, czerwcowych, różańców, nieszporów, czy pierwszych piątków itd.

W dni powszednie na mszach niewiele osób (ok. 10). Zapewne rodzina, która zamówiła intencję mszalną. Msze św. w tygodniu są zresztą odprawiane niedogodnie - w godzinach pracy, lub wieczór przed zamknięciem sklepów. Trudno więc oczekiwać tłumów.

Aktywniejsi parafianie spotykają się za to w tygodniu na różnych radach parafialnych, komitetach itp, a zwłaszcza na próbach chóru.

Przy parafiach istnieją chóry kościelne. Z reguły po parę. Przy parafii B. Piusa X jest chórów co najmniej sześć: chór gregoriański, tradycyjny holenderski, drugi holenderski o melodiach w stylu skautowskim, chór młodzieżowy - w stylu pop-rock, chór dziecięcy - styl przedszkolny. We wieczorno-sobotniej (liczącej się jako niedzielna) i niedzielnej mszy św. bierze udział na zmianę to ten, to inny chór. Który chór obsadza które msze ustala się na ponad miesiąc naprzód. Z chórem związana jest też grupka liturgiczna, która wg ewangelii ustala "temat liturgii", do niego dobiera pieśni i jej przedstawiciel na początku mszy (czasem i kiedy indziej) wygłasza komentarz, który do spółki z kazaniem księdza stanowi "konferansjerkę". Każdy chór ma własnego dyrygenta. A śpiewane pieśni miewają po sześć, a nawet siedem zwrotek. Nie szkodzi. Odśpiewane muszą być w całości. Skrócić za to można (a nawet trzeba) stałe teksty liturgiczne.

Ostatnim elementem mszy świętej są oklaski dla chóru. Po niektórych mszach chciałoby się powiedzieć: "-Bardzo miły był ten koncert. Jeszcze lepszy byłby, gdyby ten pan przy ołtarzu nie przeszkadzał i nie wtrącał się ze swoim, od czasu do czasu".

Im lepszy chór, tym mniejsza aktywność pozostałych wiernych. U B. Piusa X nikt nie musi księdzu odpowiadać, ani w ogóle nic. Przyjdzie, siądzie i może aż do końca ust nie otwierać. Tylko jeden z tradycyjnych chórów czyni wysiłki, by wraz z nimi śpiewali i wierni w kościele. U wejścia leży stos śpiewników i każdy wchodząc na mszę może wziąć sobie jeden, do tego dostaje karteczkę, gdzie stoi cały porządek liturgii, kiedy która pieśń i na której stronie śpiewnika - są więc wszelkie ułatwienia. Ale... włączenie się wiernych zakłóciłoby tak wspaniale przygotowany występ chóru...

Przypuszczam, że w kościołach przyzakonnych może być inaczej. I zresztą co parafia to inaczej. W jednych parafiach zbiórka pieniędzy odbywa się podobnie jak w Polsce - na jedną tacę - w tę niedzielę na jeden cel, w następną na następny itd. W innych parafiach zbiórka jest podobnie jak to zobaczyć można w Czechosłowacji, czy Jugosławii - tzn. na kilka tac naraz, za każdym razem. Wszędzie jednak zbiórka odbywa się szybko i sprawnie. Bierze w niej udział odpowiednia liczba wiernych - krążących po sektorach kościoła - i póki trwa zbiórka - liturgia jest przerwana, co najwyżej może się odbywać okadzanie ołtarza. Nawet chór podczas zbiórki nie śpiewa. Dopiero gdy uzbierane pieniądze znajdą się na ołtarzu - msza św. odprawia się dalej.

Gdy w parafii odprawiane są dwie msze święte - jedna jest z chórem tradycyjnym, druga z pop-rock lub jazzowym. W wielu parafiach jest jednak tylko jedna msza, na którą (przynajmniej w teorii) przychodzą wszyscy - dziadkowie, rodzice i dzieci. Ale dzieci z niższych klas (nauka szkolna rozpoczyna się w wieku 4 lat, z tym że najniższe klasy w praktyce niewiele się różnią od naszego przedszkola) - dzieci przedkomunijne, mają organizowane osobne zajęcia. Po ok. 15 minutach - zwykle przed ewangelią - przerywa się mszę i dzieci wychodzą do bocznej salki na własne zajęcia. W ten sposób nie krzyczą ani nie przeszkadzają dorosłym w liturgii. Tylko parę razy w roku, gdy "występuje" chór dziecięcy - wszystkie dzieci zostają do końca.

Inną bardzo kontrowersyjną cechą kościołów holenderskich jest brak konfesjonałów. To już budzi niepokój nie tylko Polaków. Ale jeśli kościół otwiera się tylko na niedzielną mszę świętą - to i tak nikt z tych konfesjonałów by nie korzystał. A w ogóle kościół w Holandii kwestionuje celowość organizowania częstych spowiedzi. Dla grzechów powszednich nie jest niezbędna, wystarczy tzw. spowiedź powszechna przy mszy św. A grzechy ciężkie? No znów bez przesady - świadome, dobrowolne, i to w ważnej kwestii przekroczenie bożych przykazań - to chyba rzecz wyjątkowa (?). Jak ktoś chce - może indywidualnie umówić się z księdzem. Ale żeby jakiś ksiądz dyżurował w konfesjonale...

Odwrotnie proporcjonalnie do częstości spowiedzi ma się powszechność przystępowania do komunii św. Idzie 99.8% obecnych. Za porządkiem. Jak siedzą. Zostaje ok. 5 osób na kościół - jacyś tradycjonaliści lub zaniepokojeni cudzoziemcy.

Ktoś z cudzoziemców, widząc w niedzielę wiejski polski kościółek, z ludźmi stojącymi dookoła, powiedział: "ciasny to kościół, dla wielu brak w nim miejsca". Opinia ta doskonale może dotyczyć całego Kościoła w Polsce. Za to o Kościele w Holandii można rzec: "miejsca tu tyle, że aż się robi pusto!"

Znajomy tutejszy, który porzucił kościół katolicki, mówi: "oni nie traktują poważnie ani Boga, ani Kościoła". Na pozór wszystko by to potwierdzało. Czy jednak tak jest w istocie? Czasem myślę - co łączy ich z Kościołem Powszechnym, poza literkami R.K. na budynku? Sukcesja apostolska duchowieństwa? Organizowane od czasu do czasu pielgrzymki do Lourdes, Częstochowy (!) czy nawet Rzymu? Że ksiądz do mszy św. ubiera szaty liturgiczne? Że lubią śpiewy gregoriańskie? Że od czasu do czasu (zależnie od parafii) wymienią w modlitwie eucharystycznej imię papieża (nie zawsze, nie zawsze - mają tu nie 4 modlitwy eucharystyczne a ok.15, w wielu z nich o papieżu się nie wspomina, a często układają ekstra modlitwy na szczególne okazje).

Od czasów reformacji i walk o niepodległość - gdy wróg zewnętrzny, to był katolik, gdy książę Alba rżnął w imię Boże, z błogosławieństwem Rzymu i inkwizycji - katolicy stanowili tu długi czas zakompleksioną mniejszość, szczęśliwą, że się jest tolerowanym, z wytrwałością znosząc rozliczne szykany. Dopiero ostatnia wojna odmieniła ten stan rzeczy. Obecnie katolicy są najliczniejsi. Formalnie jest ich 47 % , więcej niż wszystkich protestantów razem wziętych. Ale nadal religią państwową jest Holenderski Kościół Reformowany (prezbiteriański). A katolicy wciąż gdzieś czują kompleks winy.

Szczególna jest sytuacja duchowieństwa. O ile w Polsce ksiądz jest zagoniony i zaharowany - msze, nabożeństwa, katechizacja, konfesjonał - tutaj wydaje się nie mieć nic do roboty. Msza w niedzielę, trzy, cztery w tygodniu - ileż to czasu razem zajmie - 7 godzin tygodniowo. A co z resztą czasu? Administrują, a poza tym? Są zafrustrowani, nie czują się potrzebni i nie ma co się dziwić, że brak powołań. A jeśli - to starają się wyjechać na misje.

Brak powołań jest kłopotem wspólnym zachodniej Europy. Niektórzy widzą wyjście w kapłaństwie kobiet. O tak! To by było rozwiązanie. Wiele jest kobiet, które do kapłaństwa aż się rwą. Co jakiś czas temat ten w mass-mediach ożywa. Kiedy wreszcie ten kościół katolicki dopuści kobiety do kapłaństwa, a zwłaszcza do biskupstwa, episkopatu etc. Ludzie rozmawiają, telewizja nadaje dyskusje, zabierają głos inne denominacje, które już się ugięły pod naciskiem sytuacji (i kobiet). Telewizyjne dyskusje holenderskie trudno rozumieć (ten język!) ale czasem TV nadaje dyskusje z Anglii. Można wtedy posłuchać, co się mówi i jakie argumenty padają.

Dlaczego kościół ma udzielać święceń kapłańskich kobietom? Że kobiety czują powołanie do kapłaństwa? Nie, a fe! któżby mówił o takich bzdurach jak powołanie! Argumentuje się, że na całym świecie rola kobiety się zmieniła. Teraz ma ona wszędzie prawa na równi z mężczyzną i odpowiedni, rosnący udział we władzy. Dlaczegóżby w Kościele miało być inaczej? I tu się należy kobietom udział we władzy. A ponieważ władza w kościele jest związana z kapłaństwem hierarchicznym, należy kobietom udzielać święceń kapłańskich.

Argumenty przeciw? Są, owszem. Ogół ludzi nie jest psychicznie przygotowany na przejęcie roli księdza czy biskupa przez kobietę. Należy więc mieć cierpliwość i urabiać opinię!

Jedynie starsi księżulkowie, zabierając głos, ośmielą się czasem napomknąć, że są pewne racje teologiczne, biblijne..., że pomiędzy płciami istnieją jednak różnice. Fizyczne i psychiczne. Ale takie argumenty nie zasługują nawet by z nimi polemizować.

Złośliwi czarnowidze mówią, że jeśli Kościół w Holandii będzie szedł w tym kierunku co do tej pory, to za kilkadziesiąt lat msza święta będzie odprawiana raz w roku, koło Wielkanocy, w pustawym kościele, przez kobietę-księdza. Ale tak chyba nie będzie. Bo co zastąpi Holendrom chór kościelny? Ta grupka, co będzie miała ochotę pośpiewać, zawsze się znajdzie i jakoś przywlecze swych sympatyków do kościoła, bo przecież śpiewać muszą dla jakichś słuchaczy. A więc pewnie i msza święta, jako pretekst do występu chóru kościelnego, się ostoi. Co najwyżej nie będą jej brać zbyt serio. Ale czy dziś biorą ją serio?

Jak wyciąga to prasa sensacyjna, Holendrzy przysparzają najwięcej trosk papieżowi. I tu w Holandii papież zbyt popularny nie jest. Nie uświadczy się w kościołach jego podobizn, ani na straganach, czy wśród "dewocjonaliów" (które zresztą spotyka się stosunkowo rzadko). W wielu modlitwach eucharystycznych nie wspomina się papieża. W wielu parafiach w ogóle za niego się nie modlą i unikają wzmianki o nim jak diabeł wody święconej (nb. i woda święcona z wielu kościołów poznikała, puste kropielnice pokrywają się kurzem i pajęczyną).

Gdy papież był z wizytą w Holandii, prasa i TV roiły się od dowcipów, drwinek, szyderstw i parodii na jego temat, które dopiero po dwóch dniach się urwały, gdy spostrzeżono, że świat źle to przyjmuje. A przecież w tym kraju katolicy są najliczniejszym wyznaniem! Gdzie indziej TV byłaby zasypana lawiną listów z protestami. Tu katolicy siedzieli jak mysz pod miotłą. Dawny kompleks winy z czasów księcia Alby?

Co innego, gdyby papież zechciał udzielać ślubów parom homoseksualnym! O, wtedy biada byłoby w Holandii temu, kto by złe słówko o nim ważył się pisnąć.

Ostatnio był w Holandii Dalaj-lama - żadnych dowcipów ani parodii TV nie ośmieliła się puścić. Ale papieżem można tu się nie przejmować.

Na uroczystość św. Piotra i Pawła czytano tu ewangelię Mat. 16,13-20, ale przedtem z listu do Galatów 2,11-14. To czytanie najlepiej charakteryzuje stosunek do papieża i rolę wobec stolicy Piotrowej, jaką dla siebie widzi kościół holenderski w Kościele Powszechnym.

Choć kościół nie jest tu jednorodny. Jest czarna owca - "ultrakonserwatywny" biskup Gijssen, który usłyszawszy, że chrześcijańscy demokraci złożyli raport w parlamencie, stwierdzający potrzebę legalizacji związków homoseksualnych, oświadczył, że Holandię dopiero trzeba nawrócić na chrześcijaństwo i że holenderskich misjonarzy należałoby odwołać do kraju, by najpierw nad rodakami popracowali, a nawet na odwrót, wskazane by inne kraje swych misjonarzy do Holandii przysyłały.

Z drugiej strony Alkmaar nie jest typowy dla katolicyzmu holenderskiego. To dawna, tradycyjna, wręcz symboliczna baza protestantyzmu. W końcu Alkmaria vitrix! Główna klęska Hiszpanów. Tu katolicy, to napływowa inteligencja, wykorzeniona z tradycyjnych środowisk. W Haarlem widziałem kościół, gdzie w niedzielę aż 4 msze święte są odprawiane. Nie byłem też jeszcze nigdy na mszach świętych w Heiloo (choćby w sanktuarium maryjnym Ons' Lieve Vrouw Ter Nood), wyjąwszy msze polskie.

Zapewne miałbym inne wrażenia i innych informatorów. Bo jestem pewien, że ludzi szczerze i głęboko pobożnych jest tu równie wielu, jak w Polsce.

Góra strony

Rozdział poprzedni          Spis treści           Rozdział następny
Powrót do strony głównej